10. 10. 21 r. Warszawa.
Na kawie wyjątkowo dużo ludzi, ale o dziwo nikt koło nas nie siada.
- Ojciec chyba chce, abyśmy byli sami – śmieję się.
Dzwoni córka, od 3 dni ma migrenę, ledwo mówi.
- Jeszcze chwila i wszystko wam przejdzie, dziewczyny.
- …….. – mam wątpliwości.
- Myślisz, że się coś wydarzy jeszcze w tym roku ? – Piotr zaczyna.
- Wolę nie myśleć, boję się rozczarowania. Wolę być zaskoczona.
Taką przyjęłam strategię. Nie nastawiać się na nic, aby potem nie beczeć.
Siedzimy w ciszy, to znaczy nie rozmawiamy, ale muzyka gra głośno i przyjemnie.
- Ojcze, jesteś ? – pytam.
- Byłem, jestem, będę.
- To, o co pytasz to aksjomat.
- Chociaż najgorsze będzie, kiedy zabiorę Siebie.
- Wyjdzie ten, którego widziałaś nago.
Woooow …. Miałam dzisiaj nad ranem krótki, wredny sen. Byłam w swoim rodzinnym mieszkaniu i widziałam bardzo przystojnego faceta stojącego nago, miał rozwiane włosy, wyglądał jak model, ale z jego ramienia wyłaził długi robal. Odwracałam głowę, aby na niego nie patrzeć. Cholerny gacek …
- Zrobiłaś dobrego pishingera – deser/ciasto z dzieciństwa Piotra.
- Masz na koniec niespodziankę.
- Ale to nie ta niespodzianka, o której rozmawiamy ? A zrobić w listopadzie ? – macam daty.
- …. Ojciec spojrzał na ciebie uważnie i spokojnie.
- Przecież wiedziałaś, że tak będzie. Teraz czas na lodziki.
- Adieu Warszawo.
- Adieu Polsko.
- …….. – Piotr wyciera łzy.
- Wszystko się skończy – … te nasze kawki, rozmowy,
- Przyjdzie nowe.
Idziemy na spacer. Przechodzimy przez mostek łączący park i Pałac Ujazdowski. Pod nami mimo niedzieli całkiem spory ruch.
- Słyszę gacka.
- Moglibyście zrobić mi prezent i się rzucić.
- Wal się ! – Piotr od razu.
- Robię to codziennie.
- …….. – ciarki mnie przechodzą. Ten dzisiejszy sen to nie bez powodu.
Idziemy dalej, Piotr zatrzymuje się nagle, patrzy gdzieś …
- Ty ! Ktoś mi macha ręką z helikoptera …
- Uuuu…. Już leci ?
- Na razie wsiadł.
11. 10. 21 r. Warszawa.
Piotr kompletnie zdziwiony.
- Wiesz co słyszę ?
- Au revoir – …. po francusku do widzenia, do zobaczenia.
- Do widzenia, ale nie żegnaj. Może to dlatego, że w czwartek jedziemy do Szczecina i wracamy ? Może o to chodzi … – szukam normalności.
- … Żegnaj i do widzenia to się jednak wyklucza, nie uważasz ? – mówię po zastanowieniu.
- To się utwierdza. Znasz klasyka ?
- Oczywista oczywistość, pischingerowa pani.
- Hmm … Mam co miesiąc mu pischingera robić ?
- Nie zdążysz.
- Nie ?!! – opieram się zaskoczona o krzesło.
- Ale on nie zniknie w październiku.
- Powinieneś się cieszyć. Widzisz przecież brzeg.
- Wow …. Plecak ! – uzmysławiam sobie.
- Zobaczyłem ląd i filary, … piękny żółto-złoty piasek.
Stoję na wysokim klifie z jakimś mężczyzną. Jest szczupły, ma długie siwe włosy. Pod nogami widzimy morze, a w oddali widzimy ląd. Wiem, że mamy dopłynąć do tego lądu. Mam na plecach plecak. Stoimy obok siebie, nasze ręce, moja prawa i jego lewa są połączone taką energetyczną obrożą. Ona nas trzyma razem. Mężczyzna mówi; Skaczemy. Płyniemy, on kraulem szybko, ja żabką powoli. Mam coraz mniej siły i wtedy On mówi; Daj mi plecak, bo będzie ci ciężko. Nie dam, bo to moje rzeczy, dam radę. Płyniemy, ale ten ląd przeciwległy jakby się oddalał. Mi się nie spieszy, a ten facet już jest daleko przede mną. Straciłem nim zainteresowanie. Zaczynam słabnąć, zaczynam myśleć, że jednak nie dam rady dopłynąć, bo mam serce za słabe. Odwracam w lewo głowę, a tu wyspa. Wyrosła spod wody nie wiadomo kiedy,. Miała przepiękny jasny piasek, wylądowałem na tym piasku i zobaczyłam dwie kolumny jak te greckie. Wszedłem w głąb wyspy i zobaczyłem, że to nie wyspa, a większy ląd. Miałem wrażenie później, że ten ląd mi po prostu przybliżyli. I wtedy się obudziłem. http://rozmowyzniebem.pl/wp/2019/11/30/mam-na-imie-jahwe/
Ojciec mógł zdjąć z niego problemy, ale on jak to on, wolał sam.
- Uspokój się.
I uspokoiliśmy. Siedzimy w ciszy z 5 minut …
- Ola ! – Piotr się nachyla do mnie i mówi w taki sposób, że wiem, że to Ojciec.
- Gdybyś chciała własne lokum, gdzie byś chciała ? Tu, czy tam ?
- ……. – myślę szybko, że przyda się tu i tam.
- Bez Piotra ….
- ……… – a to zmienia wszystko.
- W Szczecinie.
- …….. – Piotr się wzruszył mocno, oczy przeciera z łez.
- Widzę w przyszłości cię w długich włosach, siwych włosach. Masz to gdzieś, czy będziesz farbować.
- Ważniejszy jest przekaz niż wygląd.
- Chodzisz sobie po trawie w koszuli nocnej, długiej. Masz jasnego labradora jakiego zawsze chciałaś mieć. Ale ty się nad tą trawą unosisz lekko, lekko stąpasz… jak anioł.
- Powiem ci jeszcze …
- Bye-bye.
- Auf Wiedersehen.
- Arrivederci.
- Adieu.
- … Taaaak. Ale to ciągle jest w większości „do widzenia” – zauważam. Bronię się jak mogę, żeby to nie był koniec.
w zapisie z 11.10 jest dużo słów pożegnalnych w różnych językach – a ja ostatni raz widziałam i pożegnałam tego dnia moją mamę która zmarła dwa dni póżniej13.10.21 – do zobaczenia mamo
Do zobaczenia, bo to nie koniec.
… Wal się ! – Piotr od razu.
Robię to codziennie.
Nie powiem że też tak nie mam, ale najskuteczniejszą ohydą dla gnidy jest zanurzenie takiego w ZWYCIĘSKIEJ krwi Chrystusowej z błogosławieństwem: idź do piekła wiekuistego i zostań tam, ad saecula saeculorum Amen.
… Chociaż najgorsze będzie, kiedy zabiorę Siebie.
Również Siebie, w Nas …
Nie skarbcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza psuje, i gdzie złodzieje podkopywują i kradną.
Naprawdę nie ma czego żałować, wspomnienia te miłe, lecz również i te mroczne zostaną. Jednak już bez goryczy i żalu wynikającego z samooskarżenia.
Tam gdzie nie ma Boga, to Go nie ma.
Chociaż jest zawsze, ale nie manifestuje się wtedy w Naszym życiu. Inny się manifestuje, taki co latał wiertolotem, takim jak ten znany z księgi Ezechiela, mający wielkie własne ambicje i wszyscy jemu podobni.
Tak na marginesie, to jak zobaczymy UFO, to nie biegnijmy z japą rozwartą od ucha do ucha a zawierzajmy się w tej i innych niewiadomych tego typu Mamie i Jezusowi, bo im wolno kłamać, zwodzić, kusić, zachęcać, ponaglać, zapraszać, mamić, itd. a MY do domu chcemy, a nie do wiezienia.
p.s.
https://www.youtube.com/watch?v=5m4L2r9Y3zI
… wiezienia gdzieś indziej.
„Moglibyście zrobić mi prezent i się rzucić.”
Mam czasem taki wewnętrzny napad gacka, że jadąc samochodem szepcze mi na ucho dawaj gazu i pier..w drzewo. Nie jest to samo z siebie,to element większego ataku.
To jest straszne,bo myślę sobie, że to moje myśli i, że straciłam wiarę,nadzieję i miłość , nic mnie nie cieszy, nie chce mi się żyć i niewiele brakuje, żebym nie dodała tego gazu. Obecność Boża zamienia się w obecność gacka i bardzo ciężko wtedy się modlić, po prostu ostatkiem woli wykrztuszam z siebie modlitwę.
„Byłem, jestem, będę.
To, o co pytasz to aksjomat.
Chociaż najgorsze będzie, kiedy zabiorę Siebie.
Wyjdzie ten, którego widziałaś nago.”
Św. Faustyna w Dz95-109 opisuje kuszenie i noc duszy:
Gdy dusza już odczuła obecność Bożą:
„Dusza wchodzi chwilami jakby w zażyłość
z Bogiem i cieszy się niezmiernie; myśli, że już osiągnęła przeznaczony stopień doskonałości, bo błędy i wady są w niej uśpione, a ona myśli, że już ich nie ma. Nic jej się trudnym nie
wydaje, na wszystko jest gotowa. Zaczyna się pogrążać w Bogu i kosztować rozkoszy Bożych. Jest niesiona przez laskę, a nie zdaje sobie z tego wcale sprawy, z tego, że może przyjść czas próby i doświadczenia. ”
A gdy Bóg zabiera Siebie, mimo że to tylko wrażenie,bo że jest zawsze to przecież aksjomat:
„Dusza nagle traci obecność Bożą. Powstają w niej rożne błędy i wady, z którymi musi toczyć zaciekły bój. Wszystkie
błędy podnoszą głowę, jednak czujność jej jest wielka. Na miejsce dawnej obecności Bożej wstąpiła oschłość i posucha duchowa, nie czuje smaku w ćwiczeniach duchownych, nie może
się modlić, ani tak jak dawniej, ani jak teraz modliła. Rzuca się we wszystkie strony i nie znajduje zadowolenia. Bóg się przed nią ukrył, a ona w stworzeniu pociechy nie znajduje i żadne stworzenie nie umie jej pocieszyć. Dusza pragnie namiętnie Boga, ale widzi swą nędzę..
Wiara zostaje w ogniu, walka tu jest wielka, dusza robi wysiłki, trwa aktem woli przy Bogu. Szatan posuwa się z dopuszczenia Bożego jeszcze dalej, nadzieja i miłość jest w doświadczeniu.
Szatan jej mówi – patrz, nikt cię nie zrozumie, po co mówić o tym wszystkim? Brzmią w jej uszach słowa, których ona się przeraża i zdaje się jej, że je wymawia przeciw Bogu. Widzi to, czego by widzieć nie chciała. Słyszy to, czego słyszeć nie chce..”
… Dusza nagle traci obecność Bożą … i zaczyna się noc duszy przeradzająca się czasem w tygodnie i ma się depresję, nic nie cieszy, ludzie drażnią, papu nie smakuje oraz myśli samobójcze za sprawą gnid w głowie się kiełbią (chyba tak się to pisze)
Wtedy jest też czas, aby udać się do psychiatry, bo ci od duszy nie kumaci, zupełnie nie kumaci. A psychiatra da lekki środek na zobojętnienie i jest lżej, taka prawda, taka jest też i moja prawda. Ale potem tożsamość promienieje i to jest ta zasadna i pożądana prawda. Każdemu życzę tego drugiego etapu bo ten pierwszy jest straszny i dla najbliższych i dla Nas samych.