Wiążemy z tobą wielkie plany.

10. 10. 16 r. Warszawa.

Wstałam rano i widzę u Piotra zapalone światło. Wchodzę do pokoju, a on siedzi na łóżku.

  • Całą noc tak siedzę, bardzo boli mnie wszystko w płucach, w przełyku.

Byłam przerażona i wkurzona, naprawdę wkurzona i nie zamierzałam dalej słuchać już Piotra. Chwytam za telefon, by zadzwonić na pogotowie.

  • Daj spokój, zaraz przejdzie, muszę iść do firmy.
  • To zbyt poważne, trzeba zadzwonić.
  • Wiem lepiej.

Wstał, spakował się, ubrał i wyszedł. Zaraz po jego wyjściu zaczęłam szukać w przychodni na Ordynackiej odpowiedniego lekarza. 10 lat temu badano mu serce i stwierdzono, że jest ono zdrowe, ale uszkodzony jest jeden krąg na wysokości mostka, który uciska i to on powoduje wrażenie zawału. Pamiętając o tej diagnozie zadzwoniłam na Ordynacką, aby umówić się na zrobienie zdjęcia RTG. Okazało się, że trzeba mieć skierowanie. W takim razie przejrzałam stronę internetową przychodni i natrafiłam na profesora neurochirurga Tadeusza Styczyńskiego, specjalistę od kręgosłupa. Pomyślałam, że jeśli profesor, to musi znać się na rzeczy.

Zadzwoniłam do Piotra oznajmiając, że ma wizytę równo o 15.00 i odłożyłam słuchawkę, by nie słuchać kolejnej jego wymówki. 15.00 ? Pomyślałam, że to dobry znak. Do przychodni przyszłam znacznie wcześniej i czekałam siedząc naprzeciwko wejścia. Kiedy pojawił się Piotr od razu zauważyłam, że ledwo wchodził po schodach. Jeden stopień i stoi. Drugi stopień i stoi. Przeraziłam się znowu.

Do gabinetu Piotr wszedł sam. Wyszedł po 10 minutach. Zauważyłam, że profesor zamykając za nim drzwi czujnie mu się przygląda.

  • No i?
  • Eeee tam. Powiedziałem, że mnie krąg boli, a on spojrzał mi w oczy, pomacał palce, kręgi i stwierdził, że to nie mostek. Straciłem 220 zł.

Pokazuje mi receptę, a tam napisane… Pilne!!!... podkreślone grubymi kreskami… Ostra niewydolność wieńcowa!!!… Patrzę na to i nie wierzę własnym oczom. Dociera do mnie powaga całej sytuacji, choć nadal nie wiem do końca co to znaczy.

3 miesiące temu jeden ze znajomych zadzwonił do Piotra, że chce się z nim spotkać, a przy okazji przyprowadził swojego kolegę, specjalistę od kardiologii. Jak stwierdził wówczas …

  • I właściwie nie wiem dlaczego to zrobiłem.

Te słowa mnie zastanowiły. To znak, pomyślałam. Kazałam Piotrowi na wszelki wypadek zachować w komórce jego nr telefonu. Kardiolog wyjechał za granicę, ale dokładnie trzy dni temu odezwał się telefonicznie ponownie. (?!) Podczas rozmowy powiedział coś, co mnie znowu zastanowiło … 

  • Dzwonię do pana, ale właściwie nie wiem dlaczego. Coś mnie zmusiło.

Znowu znak ? Piotr nie przywiązuje do tego wagi, ale takie informacje w mojej głowie zapadają na bardzo długo. Dlatego widząc receptę od razu przypomniałam sobie o tym kardiologu. Piotr był jak w amoku, więc ja przejęłam stery i kazałam mu natychmiast do niego zadzwonić. Nie jutro, nie za godzinę, ale teraz, na korytarzu przychodni.

Na szczęście odebrał i chciał nas przyjąć w środę, ale uparłam się, że przyjedziemy jeszcze dzisiaj. Pojechaliśmy do Szpitala Wolskiego, bo tam akurat miał dyżur. Piotr ledwo wdrapał się na drugie piętro. Ja usiadłam na korytarzu, a Piotr wszedł do gabinetu. Ponieważ drzwi były nieszczelne mogłam słyszeć o czym rozmawiali. A rozmawiali o pracy, życiu, Piotr opisał jak się czuje … Rozmawiali jak dobrzy znajomi. W pewnej chwili drzwi się otwierają i wychodzi kardiolog na korytarz. Mija mnie nie zwracając uwagi i zatrzymuje się metr dalej. Dzwoni.

  • Szykujcie miejsce u siebie, bo ja nie mam. Mam tu człowieka, który w każdej chwili może zejść.

Słabo mi się zrobiło, bo mówił o Piotrze !  Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak źle. Kardiolog wraca do gabinetu bardzo spokojnie i zaczyna kontynuować rozmowę.

  • A może pan zostanie tu dzisiaj, zrobimy badania, zobaczymy co się dzieje – mówi prawie łagodnie. 
  • Nie ma takiej potrzeby – Piotr na to.

Słysząc to wpadam do gabinetu.

  • Zostajesz i już ! – kardiolog na mnie oczy, a ja się przedstawiam.
  • Słyszałam co pan mówił przez telefon.

Zrozumieliśmy się w sekundę. Kardiolog dzwoni na izbę przyjęć i uprzedza, że przyjdziemy. Schodzimy dwa piętra niżej i wychodzimy z budynku, ponieważ izba przyjęć jest w innym miejscu. Zaczyna padać deszcz, a Piotr idzie bardzo wolno. W izbie przyjęć siedzi w kolejce około 30 ludzi. Kobieta od pierwszego kontaktu mierzy mu ciśnienie, spisuje dane i każe czekać. Siedzimy z całą resztą pół godziny. Wywołują Piotra i znika mi za drzwiami. Zostaję i czekam kolejną godzinę. Otwierają się drzwi i ktoś wywołuje moje nazwisko. Wchodzę na oddział ratunkowy i widzę lezącego Piotra na szpitalnym wózku i dwóch sanitariuszy. Wychodzimy z budynku i kierujemy się na kardiologię, bo …

  • Pani mąż ma zawał – słyszę.
  • Tak, Oluś mam zawał – Piotr ledwo mówi i robi tak zaskoczoną minę, że mi się śmiać chce. Ale tym razem to z nerwów raczej.

Patrzę na niego i ciągle nie wierzę. Sanitariusze się spieszą, bo już czekają na oddziale zabiegowym. Zostaję sama z Piotra torbą, płaszczem, dokumentami, a deszcz pada. Jak w tanim, łzawym filmie, pomyślałam. Wracam do domu. Sama.



11. 10. 16 r. Warszawa.

Dzisiaj prawie nie spałam, a jednak czułam wielki spokój, bo gdzieś tam głęboko wiedziałam, że wszystko skończy się dobrze. Przypomniałam sobie słowa Jezusa z 30 lipca …

  • Jesteś atakowany większa grupą … Jesteście atakowani. Musisz być uważny.

I stało się ! Nie mogę uwierzyć !

Pojechałam do szpitala już przed siódmą rano. Znalazłam go na OIOM-ie. Wyglądał wyjątkowo dobrze, jak na ciężko chorego, choć widać było w nim wielkie zmęczenie.

  • Wiesz co się stało ? Zrobili mi koronografię i włożyli trzy stenty. Kardiolog, który mi to robił był trochę zdziwiony. Gdy mi czyścił żyły, patrzył na monitor i …
  • . Wie pan ? Pan nie powinien żyć … Nie rozumiem tego … Patrzę na monitor i widzę pana żyły, ma pan przepustowość tylko 1 %… Tyle tego robię, a widzę coś takiego po raz pierwszy. Pan nie ma prawa żyć … Krew utworzyła boczną drogę … Oderwała się płytka, ale na na szczęście utworzyła się nie wiadomo czemu boczna żyłka, które pozwoliła tej płytce płynąć dalej. Ale ma pan szczęście!!! Jakim cudem pan żyje ???!!!
  • Szczęście ??? !!!… – myślę w duchu. Homiele bardzo się postarały.
  • Wiesz co jeszcze ? Jak pokazałem receptę, zobaczyli nazwisko tego profesora i okazało się, że znowu mam ogromne szczęście, że trafiłem na najlepszego fachowca. Prawie cały oddział się u niego uczył !
  • …….. – słuchałam tego w milczeniu i już wiedziałam, że tak właśnie miało być.
  • Nie mogłeś odejść teraz, bo wiążemy z tobą wielkie plany.

Wieczorem, spisując dzisiejszy dzień zrozumiałam, że Niebo może absolutnie wszystko. Dać życie i odebrać życie. 



12. 10. 16 r.  Warszawa.

Pojechałam do szpitala i dowiaduję się tym razem od pielęgniarki, że właściwie Piotr powinien już nie żyć, że miał ogromne szczęście, że to prawie cud … Według kardiologa robiącego mu koronografię, świetnego fachowca (Marek Kowaleski) 98 % ludzi z objawami Piotra umiera. Piotr coraz silniejszy, ale ciągle leży na OIOM-ie. Homiel odezwał się tylko raz.

  • Moc wrażeń przed tobą.
  • Ale kolejnego zawału nie będziesz miał. Obiecuję.
  • To był najlepszy sposób na ujście tej energii.