24. 10. 16 r. Warszawa.
Jesteśmy zmartwieni synem. Siedzi już 5-ty miesiąc na statku, w dalekim porcie, w upale i jest wykończony. Miał zejść dwa miesiące temu, ale ciągle wychodzą jakieś problemy na statku i armator nalegał, by został. Piotr dzisiaj był na porannej mszy.
- Ojcze, przywieź mi syna.
- Wkrótce będzie w domu.
- Kiedy?
- Niedługo.
Opowiada mi o tym godzinę później… przy kawie. Kurcze… mieliśmy z niej zrezygnować, ale nasza słabość wygrała.
- No to nie martw się… Ojcu nie wierzysz?
- Noooo…. – nie wiem co chciał wyrazić, czy to, że wierzy? Czy to, że ciągle wątpi.
- A kiedy będzie rozprawa?
- Kiedy będzie trzeba.
- No powiedz coś jeszcze Homiel.
- Trwaj do sądu i płyń… Ledwo uszedłeś z życiem i znowu zniecierpliwiony?
25. 10. 16 r. Warszawa.
Rozmawialiśmy wieczorem oglądając jednocześnie TV.
- Homiel mówił, że sąd zamknie się w październiku, a tu twój zawał… – myślę głośno.
- Dlaczego pytasz o sąd? – pyta mnie Piotr.
- A nie może?
- To już w październiku nie zdążycie, za mało czasu… – ciągle głośno myślę.
- Dzieje się, co się ma dziać.
- A październik?
- A nie stało się?
Oczywiście, że się stało, tylko zapomniałam. Wyniki ekspertyzy rzeczoznawcy są dla nas doskonałe. I co dalej?…
W TV akurat reklama Lotto.
- A może zagrać w lotto?
- Już widzę jak wygrasz.
- A może wygram! – Piotr przekornie.
- Jak wygrasz to i 10 tysięcy innych.
Zaczęłam się śmiać na głos, bo już widziałam tego skutki. Przy takim podziale dostałby chyba… 1 zł.
W telewizji mignął nam aktor Krzysztof Pieczyński, wielki antyklerykał.
- Nie lubię go – mówi Piotr.
- Lub wszystkich i ucz.
- No i jak mam go uczyć?
- Jak będę chciał, to będzie u ciebie już jutro.
- …… ?!
- A może podesłać mu bloga na Facebooku? – wpadłam na pomysł.
- Nie na tym etapie.
Usłyszeliśmy sąsiadkę z dołu, która krzyczała do kogoś za oknem. Piotr chciał jej odkrzyknąć…
- …. aby wiedziała, że dookoła też są ludzie.
- Nie bądź złośliwym.
- Nie można być złośliwym?
- To domena czarnych.
- Hmm… – Piotr nie był zbyt zadowolony, bo już myślał, że sobie pokrzyczy i porządek zrobi.
- Homiel… jakie słowo lubisz najbardziej?
- Kiedy miałeś 3 lata i nadałeś Mi imię, pokochałem go najbardziej.
- A jak masz na imię naprawdę?
- To nieważne. Najważniejsze, że prowadzę cię do celu.
- Jesteś aniołem?
- Jestem sługą i posłańcem Bożym, służę Temu, do którego tak szlochasz.
- …… – Piotr bardzo się wzruszył.
- Czy Ojciec o tym wie, że tak szlocha? – … spytałam.
- On to widzi.
- ……
- Co się dzieje z Andrzejem? – znajomym, który niedawno zmarł na zawał w hospicjum.
- Na pewno po łące się nie pasie. Musi to odpracować. Przebimbał życie, przebimbał szansę.
- …… – tak właśnie wygląda czyściec? Odpracowanie za błędy?… pomyślałam.
- Homiel mówi, że dzisiaj podobało mu się co napisałaś, ale musisz zgłębić końcówkę.
- ……
– mówiąc krótko wybałuszyłam moje oczęta, ponieważ ciągle mnie to zadziwia, że Oni widzą, co ja robię.
- Końcowa rzecz…. mówi, że wyciągniesz wszystko, co najistotniejsze.
Natychmiast zaczęłam główkować o co chodzi.
- Ładnie koronkę przędziesz i wplatamy coraz częściej naszą koronkę.
Zastanowiło mnie to od razu. Jakoś tak się zdarza, że kiedy ja zaczynam wątpić w pisanie od razu dostaję maila od kogoś z prośbą, by pisać dalej.
- Zagłębiając się dalej osiągniesz wyżyny. Będzie ci łatwiej tłumaczyć zawiłości, które nie są zawiłościami.
- O rany! Jeszcze bardziej mam się zagłębiać? Nie jestem przecież teologiem? – a może właśnie o to chodzi? Potrzebne jest świeże spojrzenie?… pomyślałam.
- Postaraj się zbliżyć myślą do Niego (Jezusa), poczuj GO, a On poda ci rękę na pewno. Bardzo ci to ułatwi.
- Gdybym Go słyszała byłoby łatwiej.
- Gdybyś Go słyszała nie pierwszą, lecz ostatnią ławkę byś zawitała.
- Bo w pierwszej ławce są kujony, a w ostatniej leserzy? Rozumiem…. – już nic bym nie robiła, tylko czekała na gotowe.
- Poza tym poznasz siebie lepiej.
- A sądzisz, że siebie nie znam?
- Do końca?
Strzał w dziesiątkę! … jak zwykle… Kto tak naprawdę zna siebie do końca?
- Homielku kochany – próbuję się podlizać – A nie możesz się mi pokazać tak, jak Piotrowi? Chyba zasługuję na to prawda?
- Nie sądziłem, że będziesz sędzią w swojej sprawie.
On mnie dobija… znowu strzał w dziesiątkę… aż mi się głupio zrobiło. Kto wie lepiej na co zasługuję, a na co nie?
- Tak się zastanawiam… mam całe Niebo na karku… może powinnam się nie malować, nie farbować, ubierać w długie kiecki, chusty na głowie…?
- Chcesz ludzi straszyć?
Aha, nie w tym rzecz.
Dopisane 11. 07. 2017 r.
- Nie bądź złośliwym. To domena czarnych.