06. 05. 18 r. Warszawa.
Dzisiaj niedziela i długo spaliśmy po wczorajszej uciążliwej jeździe pociągiem. Pojechaliśmy do „naszego krzyża”. Spojrzałam na Jezusa ciężkim wzrokiem czując się winna, że tak dawno tu nie byliśmy.
- Kocham cię – powiedziałam w myślach zupełnie bezwiednie.
Stałam w bezruchu chwilę zaledwie, kiedy mój wzrok przesunął się na posadzkę. Pod moimi stopami leżało białe serce. Serce… i to białe i w odpowiednim momencie i miejscu nie może być przypadkowe.
Piotr się nachyla i szepcze…
- Powiedział mi…
- Czas zbierać ludzi na arkę, uratować ile się da.
Wracając autem…
- Co to znaczy ? – pytam.
- Przecież nie o budowę arki chodzi. To tylko symbol.
- Wiadomo, ale chodzi Im o to, że rzeczywiście coś nadchodzi.
- Gdyby ludzie naprawdę wierzyli, że Ojciec jest to może nic by się nie stało. Ojciec jest super, ale ludzie Go nie rozumieją – wzrusza ramionami.
- Mały, pamiętaj o liściach – … czyli o tym, że nie każdego da się uratować.
- Mały, zagarniesz towarzystwo, które masz zagarnąć.
- Hmm… Zobaczyłem teraz jak zagarniamy ludzi do przedpokoju, z ziemi do przedpokoju. W trakcie ich przechodzenia zmniejsza się światło nad ziemią, jakby gasła żarówka, aż w końcu ciemność zapadła nad ziemią.
- ……. – kiwam głową, że rozumiem. To okres przedapokaliptyczny.
- Miałem dzisiaj sen. Znalazłem rulon pieniędzy i szukałem właściciela, ale każdy odmawiał, że to nie jego. To oznacza w senniku wygrana. Muszę zagrać, a jak wygram, to kupię ci nowy samochód… – Piotr się cieszy…
- Taaa… Ojciec ci wielokrotnie mówił, że bogactwo to Oni. Ta wizja może oznaczać, że to tobie jest dane mieć z Bogiem kontakty, a inni nie są na to gotowi.
- Tak myślisz ? – poczuł się zawiedziony, bo mogłam mieć rację.
- … Widzę jak Ojciec złapał się za głowę…
- Dobrze, że dołączyłem do ciebie deszyfratora.
- To nie wygram ?! – Piotr poczuł się mocno rozczarowany. Śmiać mi się chciało, bo wyglądał jak chłopiec, któremu właśnie sprzed nosa zabrano samochodzik.
Wracaliśmy szybko do domu, Piotr wszystkich wyprzedzał na czerwonych światłach.
- Znowu cwaniakujesz.
- Jestem cwaniakiem ?
- Jesteś takim cwaniakiem, jakim ci pozwalamy być.
Wieczorem.
- Poczułem smak czekolady z dzieciństwa, jak to możliwe ?
- Bo cudaki tak mają, a czasami… Uwaga! Jesteś cudny.
- ……. – zaczynam się śmiać.
- Tylko nie jedz dużo, bo staniesz się podobny do Buddy.
- ……. – teraz śmieję się już na cały głos.
- Ciekawe jakie plany ma Ojciec…
- Piotr nic nie wie, ale bezgranicznie zaufał Ojcu.
- Szkoda, że tak późno.
- …….
- Pamiętasz jajo, które zapęczniało ?
- Nie tylko by wypeczniało, ale byś ich spalił.
- Nie po to cię tu posłałem, żebyś palił.
- Nie wiem jak to zniosę.
- Ta fala wszystko zmieni.
Siedzę zamyślona, bo nie wiem, czy pisać na blogu o pewnych sprawach…
- Nie bój się pisać, bo jesteś z prawdy, więc piszesz prawdę.
- A serduszko jest prawdziwe.
- ……. – i jak tu nie zapłakać …
09. 05. 18 r. Warszawa.
Na kawie siedzimy i obserwujemy ludzi, którzy sporadycznie koło nas przemykają. Przechodzili właśnie bardzo rośli mężczyźni, być może koszykarze.
- Przy takich facetach to jestem mały.
- Od kiedy to wzrost jest wyznacznikiem ?
- …….. – no właśnie.
- Wczoraj podczas modlitwy zobaczyłem Jezebela w formie węża. Znowu widziałem garnek i on tam się mieścił. Próbowałem go pokrywką w tym garnku zdusić, ale był wielki, spasiony, łeb mu wychodził z garnka, więc nie miałem wyjścia, musiałem mieczem mu łeb uciąć.
- Skąd miałeś miecz ?
- Raptem znalazł się w moim ręku.
- To ciekawe, że spasiony – analizuję.
- To znaczy, że ten diabeł żywi się na ludziach bez przeszkód, jest nienażarty. Ludzie sami ładują mu się pod pysk.
- Coraz trudniej mi z nimi walczyć. Wyciągam ich z ziemi jak magnesem, ale one się przeobrażają w glizdy, robale, węże i uciekają na wszystkie strony… Mam wrażenie, że one ciągle się uczą. Za każdym razem muszę zastosować inną technikę.
- Ale dajesz radę ?
- Staram się – Piotr się zamyślił, ale wyglądał na zmęczonego.
- Widziałem w Niebie jakąś paradę… Ludzie się cieszyli, konfetti rzucali w górę. To wyglądało jak w starożytnym Rzymie, białe konie… Wszystko sunęło w stronę tronu Ojca… Jakieś święto mieli, czy co? A ja wolałem iść sobie nad wodę i posiedzieć sam.
- ……. – Piotr opowiada z taką normalnością, jakby nic nie robiło na nim już wrażenia.
- Powiedz, co sobie rozmyślałeś ? Że Bóg do ciebie przyjdzie ?
- Tak właśnie myślałem – Piotr się zawstydził.
- Co to za impreza ? – pyta.
- A co to cię obchodzi, skoro cię to nie interesowało ?
- …… – a tego się nie spodziewał.
Spojrzał przed siebie. Myślałam, że się obraził, ale on po prostu coś zobaczył.
- Widzę cię tam w bibliotece, wielkiej bibliotece… Jesteś taka wiotka… Nie to co teraz, kawał baby…
- …… – miałam ochotę teraz zdzielić go kubkiem od kawy.
- Usiedliśmy przy stole i rozmawialiśmy o tych czasach, wspominaliśmy… – ciągle patrzy przed siebie…
- Widzisz przyszłość ? A to coś nowego !
- A gdzie Chrystus ? – pomyślałam.
- … I właśnie wchodzi Jezus. Dlaczego On się nie śmieje? Ciągle tylko się uśmiecha… Mówi do mnie…
- Nowa próba cię czeka.
- ……. – Piotr zapatrzył się na dobre.
- Mam pytanko… – przerywam jego milczenie.
- Czy Eliasz wiedział, że go wezmą do Nieba? Zapowiadali mu to ?
To pytanie nasunęło mi się pisząc na blogu… Henoch, Eliasz, prawdopodobnie i Melchizedek to osoby, które zawitały w Niebie jeszcze za życia. Byłam ciekawa, czy zostali o tym uprzedzeni.
- Zbliża się ta chwila, gdy zabiorę cię na chwilę. Wtedy naprawdę staniesz się Mój. http://rozmowyzniebem.pl/wp/2018/05/09/a-czyz-moj-syn-nie-cierpial-dla-ratowania-swiata/
- Chodzi ci o to, czy jest szablon ?
- ……. – zaczęłam się śmiać, bo właśnie o to mi chodzi.
- To nie jest szablon.
- Nie wiadomo, gdzie trafi twój mężuś.
- Piekło jest ciągle otwarte.
- A może trafi na dół za to co zrobił ? I będzie nadal szarpany ?
- Tyle dusz skrzywdziłem…
- Nie chcę, żebyś się obwiniał.
Czysta mistyka.