05. 11. 16 r. Warszawa.
Sobota, więc pojechaliśmy do katedry. Zwróciłam uwagę, że krzyż Chrystusa wręcz świecił. Być może to efekt wiszących wyżej świateł, w każdym razie wyglądał dzisiaj wyjątkowo pięknie. Klęcząc słyszeliśmy z oddali grupę kobiet odprawiających głośno różaniec. To wszystko razem sprawiło, że było wręcz magicznie. W takich chwilach nauczyłam się cierpliwie czekać i milczeć. Kilka zaledwie minut później …
- I Ja do was przychodzę tak, jak wy do Mnie przychodzicie.
Szepnął do mnie Piotr cytując słowa Jezusa. Od razu się wzruszyłam. Piotr wstał z kolan, więc i ja wstałam.
- Idziesz już ? – spytałam zdziwiona.
- … Nie – powiedział, ale dopiero po chwili.
Postaliśmy się jeszcze z 5 minut. Wychodząc …
- Faktycznie chciałem wyjść, ale powstrzymał mnie Jezus. Powiedział …
- Piotrze, nie odchodź jeszcze …, i wtedy …
… I wtedy Piotr się rozpłakał. Musiałam poczekać chwilę, aż się uspokoi.
- … Podszedł do mnie. Zobaczyłem świetlistą postać, która schodzi z krzyża. Poczułem, jak przykłada swoją dłoń do mojego serca, jakby chciał go naprawić.
Jechaliśmy na kawę w całkowitej ciszy. W kawiarni wyjęłam notes, długopis i spytałam wprost …
- No i co Homiel mogę dzisiaj zapisać w dzienniku ?
- Nadchodzą zmiany.
- Jakie ?
- Globalne.
- Dla nas, czy dla świata ?
- Mówimy o was, prawda o świecie została wam dawno ujawniona – miał na myśli wizję z wypalonym ziarnem.
- O nas ?
- Wielkie zdziwienie was czeka, niedowierzanie.
- Wszystko się skończy ?
- Raczej zacznie, koniec jest początkiem nowego.
- Powiedz coś jeszcze …
- Zaufaj losowi.
- Nadchodzą dni, kiedy dzień stanie się nocą, a noc stanie się dniem.
- Nadchodzi apokalipsa ?
- Ona już trwa, to już się dzieje.
- ??? Urzeknij mnie swoją wiedzą …. – Piotr spytał nieco uszczypliwie zniecierpliwiony brakiem konkretów.
- Globalność zmian polega na ich nieodwracalności.
- Będziecie zaskoczeni.
- Poczujesz zapach świeżego powietrza, wiele problemów ci zabierzemy.
- ???
- Dobra zmiana nadeszła – na razie jedyna zmiana to inna dieta.
- Tak źle jadłem ?
- Sama trucizna.
- A teraz ?
- Teraz mniej.
Siedzieliśmy i czekaliśmy na kelnerkę, by zamówić to, co zwykle. Pomyślałam nagle, nie wiedzieć czemu, że bez zamówienia przyniesie nam gorącą kawę i desery … Ledwo skończyłam swoje myśli, pojawia się kelnerka niosąca dwie kawy i lody, postawiła nam je pod nosem.
Nie mogłam się wyjść ze zdumienia. Chodzimy do tej cukierni od kilku lat w miarę regularnie i zamawiamy to samo, ale po raz pierwszy kelnerka nie pytając co chcemy, sama przyniosła, co chcemy. Byłam naprawdę pod wrażeniem.
- Za tą intuicję płacisz migrenami.
- Dar okupiony bólem.
To prawda, wczoraj cały dzień leżałam w łóżku, nawet tabletki do tej pory niezawodne, tym razem zawiodły.
- A nie może być inaczej ? Nie mogę mieć intuicji bez migreny ?
- Nie. Śmiało czuj, a będziesz wiedzieć.
- Otwórz wreszcie tę książkę, zacznij czytać …
Pięknie powiedziane … Otworzyć książkę to w tym przypadku zaufać totalnie swojej intuicji.
- Ale jak to zrobić ? Jak uczyć się czytać z książki, jak wyćwiczyć intuicję, by czytać z książki ?
- Zapłacone – sprzedane, nie bój się widzieć…
Zapłacone – sprzedane, to znaczy jeśli cierpię migreny, żeby mieć intuicję to powinnam z tego daru czerpać garściami.
- Ale jak to zrobić ? Mam zadawać sobie pytania i sobie odpowiadać ? To jest szalenie trudne …
- Nigdy nie jest łatwo iść przez ciernie.
- Możliwości twoje wielkie, ale płacisz za to. Ćwicz.
- Ćwicz, ćwicz … – mruknęłam pod nosem zastanawiając się jak.
- Co będzie na obiedzie ? – spytał.
- ???
Gdy zadał mi to pytanie, wiedziałam od razu, że nie chodzi Mu o potrawę, ale o jakieś wydarzenie. Mignęła mi w głowie krótka scenka; zobaczyłam wysoki kielich i sytuację, że ktoś coś wylewa. Zamyśliłam się głęboko …
- Kto wygra wybory w USA Homiel ?
- Ten, kto ma wygrać.
- No powiedz, nie powiem nikomu.
- ………. – cisza.
- … Wiesz co teraz zobaczyłem ? Ktoś odgarnia chmury i mówi z góry …
- Przestań męczyć Mojego pracownika !
- … ??? – zrobiłam wielkie oczy i zaczęłam się śmiać. Faktycznie, zachowuję się jak na przesłuchaniu.
- Ojciec nam się przysłuchuje … – Piotr się ucieszył, a ja już mniej. Świadomość Jego tak bliskiej obecności paraliżuje mnie ze wstydu.
Godzinę wcześniej Homiel „rzucił”, że nie każdy człowiek ma aktywnego anioła i to mnie zdziwiło, bo jest to wbrew ogólnie przyjętej opinii. Pociągnęłam ten temat dalej …
- Są ci, co mają z Góry.
- Są ci, co muszą prosić, by mieć i są ci, co nie mają i nie będą mieli. Marginesy.
- To są ci, na których inni się uczą.
- To był ich wybór, by być narzędziem dla nauk innych.
- To duża sztuka.
- Na przykład taki degenerat, który ciągle pije ?
- To był jego wybór, na nim uczy się 300, to są wybory duszy.
Jedliśmy lody w zadumie, ktoś z boku patrząc na nas mógłby pomyśleć, że jesteśmy myślami bardzo daleko.
- Lubię morza, oceany … – Piotr.
- Homiel, macie tam u Siebie morza ? – od razu pytam.
- Wystarczy te tutaj.
- A macie wodę ? – pyta Piotr.
- Przecież widziałeś.
Piotr niemalże zadławił się swoją kawą z wrażenia. Przyciśnięty do muru opowiedział mi o wizji, którą miał niedawno.
- Szedłem z Ojcem. Sięgałem mu do ramion, a był sporo wyższy. Szliśmy w milczeniu, ale bardzo dobrze się ze sobą czuliśmy. Usiedliśmy nad brzegiem strumyka. Zauważyłem, że moje nogi nie sięgały strumyka, a Ojciec miał stopy zanurzone w wodzie. Zobaczyłem małe rybki, które podpłynęły do Jego stop, zaczęły po prostu szaleć z radości, że są tak blisko Niego. Ciągle krążyły szczęśliwe wokół Jego stóp. Zachwycił mnie ten widok i chciałem sięgnąć też nogami do wody, ale nie dałem rady.
- … Że ja tak mogę…? Że ja to widzę…? – spytał zdziwiony.
Pokręciliśmy się po galerii parę godzin i poszliśmy na obiad. Widzę, że kelnerka przyniosła komuś siedzącemu obok deser w wielkim kielichu. Nie od razu przypomniałam sobie, że oczami wyobraźni właśnie taką scenę widziałam kilka godzin wcześniej. Skojarzyłam dopiero, gdy Piotr wylał na stół herbatę. Czyli tak to ma wyglądać ? Tak mam ćwiczyć intuicję ?
Piotr był zmęczony, więc pojechaliśmy do domu. O 15.00 poszliśmy się pomodlić, osobno. Kilkanaście minut później …
- Wiesz co usłyszałem ?
- Czy wiesz, że dzisiaj Mój Syn cię dotknął ?
… dotknął w kościele.
Dopisane 21. 07. 17 r.
- Są ci, co mają z Góry. Są ci, co muszą prosić, by mieć i są ci, co nie mają i nie będą mieli. Marginesy. To są ci, na których inni się uczą. To był ich wybór, by być narzędziem dla nauk innych. To duża sztuka.
To zdanie zmieniło mój stosunek do ludzi biednych, kalekich, upośledzonych i z tzw. marginesu społecznego. Jeśli wybrali taki los jeszcze na etapie bycia duszą, to chwała im za to, bo faktycznie, trzeba mieć wielką odwagę i pokorę zarazem, by być jedynie narzędziem dla nauk innych. Może dlatego też Jezus szczególnie umiłował tych odtrąconych i sponiewieranych?
- Apokalipsa już trwa, to już się dzieje – do kwestii apokalipsy wrócę w późniejszych wpisach, ale tutaj chciałabym tylko zdradzić, że błędem jest przeświadczenie, że apokalipsa to jedno, mocne zdarzenie. Tak, jak w przypadku Fatimy, która jak zjawisko tak naprawdę trwała około 2 lat (do tego powrócę), tak i apokalipsa to dłuższy proces, ciąg wydarzeń zmierzających do konkretnego celu.