06. 04. 19 r. Warszawa.
Nie oczekiwałam zbyt wiele na sobotę. Piotr był zbyt zmęczony. Na krótko też odezwał się Ojciec …
- Będziesz pisała złotym piórem i mówiła jak ja mogłam długopisem pisać !
- Wyszlachetnieje ci to pismo.
- Hmm… Chyba piszę za zwyczajnie – nie rozumiałam nadal dlaczego zamiana długopisu na pióro jest tak istotne.
- Ojciec się chyba cieszy na to pióro – mówię do Piotra.
- Jest inaczej, cieszę się z tego, że ty będziesz się cieszyć.
- To pióro najbardziej klasyczne, wzorzec dla innych.
Widzę zadowoloną twarz Piotra i widzę, że to nie ja chyba będę cieszyć się najbardziej.
07. 04. 19 r. Warszawa.
Kolejna niedziela niehandlowa. Idziemy w puste miasto, pogoda przepiękna. Trafiliśmy na kawiarnię otwartą od samiutkiego rana, więc ucieszyliśmy się, że kawa będzie jak zawsze. Siedzimy spokojnie, zupełnie sami …
- Pamiętaj, że to pióro jest ode Mnie.
- …….. – zaskoczenie.
- Dlaczego to pióro ma być takie ważne ? – nie wytrzymuję.
- ……. – Piotr wzrusza ramionami.
- Zobacz, przedwiośnie minęło i nic się nie wydarzyło. Więc pewnie w tym roku też nic się nie wydarzy… – Piotr zaczyna.
- Hmm… nooo – potwierdzam niechętnie. Już powinnam przywyknąć, że moje planowania są niewiele warte.
- Aż tak to nie będzie.
- Ciąża była prawdziwa.
- Macie jeszcze dużo czasu zanim dziecko się urodzi.
- … Nike ?!! – pytam zaskoczona. Kompletnie o tym zapomnieliśmy.
- Była naga, miała miecz i głaskała się po brzuchu. Miała przepiękną skórę, aksamitną i opaloną… Piękna kobieta … – westchnął, a mi się śmiać zachciało, bo nie byłam pewna, czy mam być zazdrosna, czy też nie. - Może czas na USG i sprawdzić kogo ma urodzić … – żartuję. - Wiesz co słyszę … ? - Ta Viktoria jest zdrowa i przyniesie chwałę zwycięstwa. - Bo kogo mogę powinąć jak nie zwycięstwo ? http://rozmowyzniebem.pl/wp/2019/10/25/nie-wymowisz-imienia-ojca-ktore-jest-w-innych-swiatach/
- Hmm. Co to jest to dziecko ? – Piotr też zaskoczony.
- Dlaczego mówisz co, a nie kim ?
- Bo to wizja, to może być symbol czegoś…
- Dziecko to ty.
- Co ?!!! – Piotr prawie krzyknął i rozdziawił buzię ze zdziwienia.
- Wiesz co to znaczy tchnąć duszę w ciało ?
- No nie bardzo. Czyli co… Będziesz miała nowego męża ? – Piotr się śmieje.
- Raczej on nową żonę.
Mina mi zrzedła. Piotr się zdenerwował. Głowa mi paruje z nadmiaru gorączkowego myślenia…
- Aaa… Już rozumiem ! Jak wylądowałeś w wizji o Fali na kolanach, na koniec widziałeś nas w negatywie, zupełnie inaczej. Będę dla ciebie jak ktoś nieznany, obcy. Będziesz na mnie patrzył jak …. – nie znalazłam odpowiedniego słowa.
Płynę, ciężko mi i raptem zobaczyłem tą falę i powiedziałem „jaka wielka !”, po czym znowu zająłem się rozglądaniem dookoła w wodzie. To trwało chwilę, a potem nagle znalazłem się na szczycie tej fali. Powiedziałem wtedy „jaka wysoka !”, ale byłem ciągle dalej sobą. Podobało mi się na początku, poczułem, że nadawałem jej tempo, kierowałem falą, wręcz powoziłem jak rydwanem. W pewnym momencie straciłem jakby świadomość, wyrzuciło mnie w Górę, w kosmos. A jak wylądowałem na brzegu to na kamieniach, na kolanach i byłem już zupełnie inny. Widziałem was w negatywie. http://rozmowyzniebem.pl/wp/2019/09/21/8736/
- Nie zdajecie sobie sprawy z wydarzenia, które się zbliża.
- Kulminacja twojego życia.
- …….. – patrzymy na siebie z niepokojem.
- Kiedy Ojciec mówił twojego życia odczułem, że chodzi o caaaaałe życie tutaj na ziemi.
- Nie zdajecie sobie sprawy z powagi sytuacji.
- …….. – coś mi przyszło do głowy.
- Dziecko to ty… Ile trwa ciąża ? – pytam i sprawdzam od razu przez telefon w internecie.
- … Według reguły Naegelego ciąża trwa 40 tygodni … czytam na głos. Hmm… Czy to będzie jak ze ślubem w Niebie ? – pytam, bo choć tam było to wielkie wydarzenie, to na dole jednak cisza. Na razie.
- Nie słuchasz co mówię.
- Ślub to jest droga, żeby się tak stało.
- A wybuch to wybuch.
- Twój tata odszedł tylko po to, żeby spełniło się proroctwo i z tego powodu jest bardzo szczęśliwy.
- To ofiara za twoje przebudzenie, a mógł żyć długo.
- ……..
- … Czy ta ofiara naprawdę była konieczna ? – pytam niepewnie.
- ……… – cisza.
Trudno zrozumieć to wszystko wiedząc niewiele. Siedzimy nad tą kawą, zastanawiamy się nad słowami Ojca, nad Jego planem dla nas i naprawdę trudno ogarnąć to rozumem. Poczułam się w tym momencie mocno wyczerpana.
- Dobra, dajmy spokój z tym. Na razie w czwartek jedziemy do Ustronia.
- Pewnie to ostatni raz – myślę na głos.
- Czemuż Piotr miał operację jedną, drugą, a nie musiał mieć ?
- Po co jeździcie do Ustronia ? Tego by nie było.
- Nie byłoby, to prawda. Teraz to nasz ulubiony azyl …
Ale nie wierzę też, aby zawał był wyłącznie po to, aby potem do Ustronia jeździć.
- Ojciec powiedział mi teraz, że mam się zająć twoim autem.
- Będzie jeździć dopóki ty żyjesz w swojej normalności, więc daj jej auto niezawodne.
- ……. – rozdziawiłam buzię zaskoczona.
- Ale my nie mamy pieniędzy na nowe auto – mówię przytomnie.
- Mówię co będzie, nie co jest.
- Nauczysz ją obsługiwać.
- Jak nauczyła się komputera, nauczy się pióra.
Zrozumieliśmy, że Ojciec ewidentnie porządkuje nam doczesne sprawy. Pytanie tylko dlaczego …
Pojechaliśmy do „naszego krzyża”. Ledwo kleknęłam „dosiadła„ się do mnie kobieta lat około 35, ubrana na czarno i będąca w wielkim smutku. Takie zrobiła pierwsze wrażenie. Nie zdążyłam się nawet przeżegnać, gdy zagadnęła …
- Czy mogłaby się pani za mnie pomodlić ?
Zaskoczyło mnie jej pytanie, ale oczywiście przytaknęłam. Nie skończyła jednak na pytaniu. Zaczęła żalić się, że mama jej zmarła, że wychowuje dziecko sama i na koniec … poprosiła o 50 zł !!! Wkurzyła mnie z miejsca. Ciągle przecież klękałyśmy pod krzyżem ! Przyjrzałam się szybko jej oczom, które nie miały w sobie ani grama tego smutku co na początku, a jedynie uważną czujność.
- Nie dam pani 50, dam 5 zł – zareagowałam instynktownie.
Nic nie powiedziała, ale zadowolona nie była. Gdy zostaliśmy sami…
- Ojcze, przepraszam Cię, powinnam dać te 50 – mam do siebie pretensje, bo pewnie to jeszcze jedna próba, ale tym razem specjalnie dla mnie.
- To Ja cię przepraszam.
- Przyszłaś do Mego Syna, a ona ci przeszkadza.
- ……. – wzruszyłam się. Myślałam, że dostanę jakąś jeszcze jedną lekcję życia, a Ojciec mnie przeprasza… Bardzo się wzruszyłam.
- Gdyby ona była naprawdę w potrzebie, nigdy nie przeszkodziłaby w modlitwie.
Wieczorem.
Rozmawialiśmy i o Nike i o kobiecie z kościoła.
- Jakie to szczęście, że mamy Ojca, boże ! – Piotr wzdycha.
- Jakie to szczęście, że mam was, boże ! – Ojciec żartuje.
- Gdzie Ja takich bym znalazł, boże !
- Was dwoje to jak milion.
- …….. – roześmialiśmy się.
Dopisane 20. 12. 2019 r.
- Dziecko to ty.
Dzisiaj tego nie wyjaśnię, w kolejnych tekstach oczywiście będziemy o tym jeszcze wiele rozmawiać.