02. 11. 18 r. Szczecin.
Piotr wczoraj rozmawiał z Beatą z 2 godziny.
- Powiedziała… Sam pan wie, że Ojciec często milczy.
- A ja na to… Ale jest zawsze…
- Nie broń Mnie. Umiem sam się obronić.
- Lubimy Cię bronić, Ojcze – wtrącam się.
- Nie możemy ?
- Chcesz powiedzieć, że chcesz działać wbrew Mojej woli ?
- Ups… Nie! Broń boże ! – wyrwało mi się.
- Widziałem w filmie „Noe” co się stało z tymi, co działają wbrew Twojej woli.
- Nie, to teoria ludzi.
- Mój gniew byłby znacznie większy.
- Ojciec powiedział mi dzisiaj rano…
- W przyszłym roku wszystko się skończy i zacznie.
- Ciekawe… Skończy się jeden etap i zacznie następny… – tak to rozumiem.
03. 11. 18 r. Szczecin.
Ciągle siedzimy w Szczecinie. Odwiedzamy Krysię i zauważamy na drzwiach jej sąsiadów wywieszoną kartkę z klepsydrą, a to znak, że w tym domu ktoś umarł. Z informacji wynikało, że umarł pan Jan, właściciel domu. Piotr stanął jak wryty.
- To niemożliwe ! Widziałem go wczoraj jak odchodzi !
- Jak to widziałeś ?
- No, po prostu ! Szedł w górę, powiedziałem do niego… A ty dokąd !?… Umarł ?! Niemożliwe… – … i tak trzy razy w kółko.
- Ja naprawdę widzę coraz więcej ! – był przeogromnie zdziwiony.
On zdziwiony, a ja przestraszona. Bo to znaczy, że te wszystkie zapowiedzi mogą się naprawdę sprawdzić…
- Czy za dwa lata święta będziemy spędzać z Piotrem ? – próbuję „wymacać” przyszłość…
- Nie zadawaj tego pytania.
- Dlaczego ?
- Bo odpowiem pokrętnie.
- Chciałabym usłyszeć… – powiedziałam to bardziej do siebie niż oczekując odpowiedzi.
- Które ?
- Boże Narodzenie.
- I tak, i nie.
- Chcesz powiedzieć Ojcze, że będzie tak jak z Edziem ? Jest i nie jest ?
- Piotr to nie Edziu.
- Hmm…
Po tej rozmowie Piotr wybrał się prosto do kantoru, aby kupić kilka 500-setek Euro, najwyższe nominały jakie są dostępne. Chciał odłożyć na „gorsze czasy”. Ledwo wróciliśmy do domu…
- Ojciec kazał mi coś sprawdzić w internecie o tych nominałach – włącza komputer.
- … Niech to szlag !… – mruczy pod nosem. Okazało się, że mają być wkrótce wycofane z obiegu.
- I znowu wychodzi na Moje.
- Ojcze, chciałbym jej odłożyć.
- Myślisz, że ci się uda ?
- No nie wiem, tylko trochę…
- Mogę zdmuchnąć te wszystkie banki, chcesz ?
- Na chleb ci nie zabraknie do końca.
Wieczorem.
Piotr siedzi jak struty. Już sam nie wie co będzie, co ma robić, jak się przygotować i czy jest sens się przygotowywać.
- Ten świat to ty.
- Nikt nie zdaje sobie sprawy.
06. 11. 18 r. Warszawa.
Jesteśmy już w Warszawie i się zaczęło. Nocne pobudki i nieprzespane noce.
- Gdyby nie Maryja, to nie wiem jak by było. Chroni mnie – Piotr jest wyraźnie zmęczony.
- Chronimy się nawzajem.
- Ty Mały robisz tak dużo.
- Ale zawodzę tak często.
- Jeśli chcesz się podlizać Panu Bogu, to skutecznie się podlizujesz.
- Podlizywać ?
- My rozłożymy tę nazwę na części. To jest dobra nazwa.
- Jak mam sobie radzić z tym wszystkim ? Problemy w firmie, problemy z ludźmi…
- Radzisz sobie świetnie.
- Zazdroszczą ci, że jesteśmy tak blisko, a byliśmy jaszcze bliżej.
- Cały jesteś ze Mnie.
- …….
- A ty masz robić swoje continue – czyli mam dalej pisać.
- Dobiegnij ten rok do końca.
- Przyszły będzie trudny… Zobaczyłem, że pływam na wodzie, biorę dużo powietrza i pod wodę się zanurzam i tak co chwilę.
Wieczorem.
Poza krótką rozmową na kawie cały dzień Ojciec milczał.
- Może Ojciec nie chce rozmawiać, bo jest mną rozczarowany ? – Piotr się przestraszył.
- Protestuję.
- A może potrzebujesz trochę ciszy i spokoju i wrócimy na ławeczkę ?
- Pamiętaj, że jak przyjaciele siedzą i nie rozmawiają nadal są przyjaciółmi.
- Kiedy byłem rano w kościele, znowu zobaczyłem ławeczkę, siedzieliśmy w trójkę. Ojciec, ja pośrodku i On. Siedzieliśmy na tej ławeczce na górze, poniżej leżał cały świat i patrzyliśmy w milczeniu przed siebie. TEN, KTO SŁUCHA MNIE JEST WE MNIE. TEN, KTO SŁUCHA MEGO SYNA JEST WE MNIE. http://rozmowyzniebem.pl/wp/2016/07/06/nadswiat/