04. 02. 20 r. Warszawa. Część II.
Jest po 16.00. Dzwoni Piotr.
- Siedzisz mocno ? Siedzisz ? Siedzisz ?! – szepcze do słuchawki.
- No tak – …. zirytował mnie.
- NIP zapłacił wszystkie pieniądze.
- ……… – rozbeczałam się.
Wyłączam telefon i siedzę w ciszy przez dłuższy czas. Pięć lat, pięć lat to trwało ! I tak jak Ojciec powiedział, apelacji nie było. A więc koniec. Przynajmniej z tym koniec i co teraz ? Trwaj do sądu, a potem płyń. Zaczyna się ?
Wieczorem.
Piotr wraca do domu i jeszcze w drzwiach uśmiecha się od ucha do ucha. W płaszczu siada na tapczanie …
- Ale numer ! Tego się nie spodziewałem. Byłem pewny, że apelacja będzie. Tak robią urzędy, że muszą. Wszyscy mi to mówili.
- Ojciec mówił ci, że nie będzie, a ty jak zwykle swoje – mam do niego pretensje, ale jestem cała szczęśliwa. Nie chodzi jednak o pieniądze, a o to, że się wszystko sprawdziło.
- Wyobrażam sobie jak musiało go boleć, kiedy podpisywał przelew.
- Dopiero to go zaboli.
- Hmm….
- Powiedziałem na kawie …
- Ten rok czeka nas bardzo dużo wrażeń. Długo czekałeś ?
- Czas na twego męża przeobrażenie, nie uważasz ?
- ……. – kiwam tylko głową. Ciągle mam w pamięci „od urodzin do urodzin”.
- Pytam proforma.
- Jest to możliwe ?
- Dla Mnie wszystko jest możliwe.
- Czas się przeobrazić w to kim jesteś naprawdę.
- ……. – Piotr wzdycha.
„Trwaj do sądu i płyń” … Teraz to każdego dnia może się coś zdarzyć. Wstajemy rano i jest jak zwykle, a wieczorem może być już po nowemu.
- Będą o tym inni wiedzieć ?
- Wszyscy.
- Jak to wszyscy ! – Piotr się przestraszył.
- Tak to.
- To jest ten moment „trwaj do sądu i płyń” ? – pytam.
- … Ojciec pokazał jak przymyka oczy na potwierdzenie.
- To może to na te święta cię nie będzie ?
- Będę ! – wypalił wkurzony.
- Nie byłbym tego tak pewny, Synu Jereda.
- !!! ??? … – oczy wybałuszam myśląc oczywiście, że muszę to szybko sprawdzić.
- Czas obudzić prawdziwe twoje Ja.
- Niespodziewanie to zrobimy.
- …….
- Zaskakujący ten początek lutego, sąd, wirus …
- Nie przyszedłeś tu jako Kowalski i nie wyjdziesz stąd jako Kowalski.
- Przyszedłeś tu jako Piotr, wyjdziesz stąd jako (…)
- Pas ci oddano.
Siedzimy w milczeniu, gapimy się na siebie … To wszystko jest tak … nienormalne, no bo jak to po ludzku ująć w słowa ? Włączam komputer, sprawdzam co znaczy Syn Jereda …
Henoch lub Enoch – postać biblijna, syn Jereda. Zauważam, że najczęściej występuje „Syn Jareda”. Po sprawdzeniu okazuje się, że obie formy są prawidłowe – https://pl.qwe.wiki/wiki/Jared_(biblical_figure)
Coraz głośniej mówi się, że Franciszek chce zezwolić na celibat. Mój niepokój wzrasta.
- Zmieni Franciszek ?
- Nie zmieni …
- Pod warunkiem, że Piotr zrobi swoje.
- Widziałem jak Benedykt i Franciszek się nałożyli w jedno, to chyba nie zmieni – Piotr bezradnie rozkłada ręce.
05. 02. 20 r. Warszawa.
Siedzimy na kawie ciesząc się sobą, siedzimy jakby się wczoraj nic nie wydarzyło.
- Jak się czujecie po bitwie ? – Ojciec nas sprowadza do trzeźwości.
- Choć to tak naprawdę nie była bitwa.
- Najważniejsze, że uspokoiliśmy ci tętno.
W wizji byłem skoczkiem, który szykuje się do skoku. To była ogromna skocznia i ja byłem ostatnim. Już siedziałem na belce, już chciałem skoczyć, ale sędziowie, którzy stali z tyłu i mierzyli mi jakoś na odległość puls stwierdzili, że mam za duże tętno. Pokazali mi, że sięga do 390. Usłyszałem, że mam zakaz skoku, bo to zbyt niebezpieczne. Zacząłem się modlić i tętno spadło do 290, więc znowu szykowałem się do skoku, ale sędziowie stwierdzili, że nadal jest za duże… Co to może znaczyć? Hmm… ciągle słyszysz o jakiś nadchodzących wydarzeniach i chyba nie jesteś do nich jeszcze gotowy zdrowotnie… – przyszło mi do głowy. - Twoja godzina nie wybiła. http://rozmowyzniebem.pl/wp/2018/02/28/ten-swiat-odchodzi/
- Zaczynasz czuć.
- Z tego wynika, że mógłbym nie wytrzymać napięcia.
- Czyli co nadejdzie masz przyjmować na spokojnie.
- … Jeśli się da – mruknął pod nosem.
- Mały, wszystko jest od Ojca, więc czym się martwisz ?
- Teraz nie znasz ani dnia, ani godziny, co ?
- No nie znam.
- Szybko się teraz dzieje, widzicie to ?
- No Tak – przyznałam.
- Załatwiaj jej ten samochód.
Roześmiałam się. Od jakiegoś czasu córka narzeka, że przydałby się jej samochód. Nawet najmniejszy, ale oby był. Rozwozi całej rodzinie zakupy i piechotą już nie daje rady.
- Ojciec jest za nią bardzo, widzisz to ?
- Powiedz dokładnie.
- Bardzo ją kocham.
- Ja nie jestem tak jak ty.
- Ja Swojemu Synowi mówię, że Go kocham bardzo.
- ……. – postawiło mnie to na nogi. Niezwykła deklaracja.
- Mówisz Ojcze Jezusowi nawet teraz, że Go kochasz ? – trudno mi uwierzyć, bo to takie … ludzkie.
- Nieustająco.
- Ciebie też. Ciebie wybrałem. Fajnie było u Mnie ?
- …….. – uśmiecham się szeroko, wzruszona.
- Ważną robotę robiliśmy.
- …….
- Fajnie się nam siedzi w trójkę. Szkoda, że nie widzicie.
- A gdzie jesteś Ojcze ?
- Wszędzie.