Trwaj w Bogu, a chleba ci nie zabraknie, ani twojej rodzinie.

10. 11. 17 r. warszawa.

Rano obudziłam się już z migreną, prawdopodobnie z powodu szalejącego ciśnienia na zewnątrz. Doszłam ledwo na kawę i czekając na Piotra trzymałam głowę w rękach. Kiedy przyszedł, nie pytając  skupił się od razu na mojej głowie. Minęły 3 minuty i ból przeszedł.

  • Pomogłeś mi, prawie natychmiast mi przeszło – byłam zdziwiona, ponieważ nie często tak się zdarza.
  • Dzisiaj było to łatwe, sama musisz się nauczyć.
  • Nie wiem, czy samemu rzeczywiście można się uzdrawiać – mam wątpliwości, bo wielokrotnie próbowałam i nigdy nie wychodziło.
  • Jak mam zimne stopy to myślami je rozgrzewam – przyznał Piotr.
  • Hmm….

Rozmowę przerwał telefon od  córki. Po słowach Homiela, że w pokoju ma poison nie mówiąc nikomu zdarła tapety. Na początku niczego nie widziała, ale im dalej, tym było gorzej. Pod grubymi tapetami czaił się grzyb. Gdyby nie Homiel nie wiedzielibyśmy, że o taką truciznę tu chodzi. Szybko podjęliśmy decyzję, że remontu musi nastąpić ciąg dalszy i należy zrobić kolejny pokój.

  • Uzdrowisz dom, uzdrowisz wszystko, to jest cel twojego życia.
  • Naprawdę?
  • Uzdrowisz tak, jak główkę swojej żony dzisiaj czyli szybko i skutecznie.
  • Ale co znaczy uzdrowisz wszystko? – pytam.
  • ……. – odpowiedzi brak.


Kilka dni temu pracownicy Piotra odwiedzając jednego z naszych klientów natknęli się na jego dawną wspólniczkę. Byli zszokowani nie tyle jej widokiem, co stanowiskiem, jakie reprezentowała. Niegdysiejsza wielka prezesowa pracowała w urzędzie jako… portierka. Oczywiście głośno komentowali to później między sobą mając w tym dziką satysfakcję, ale Piotr zgasił ich szybko twierdząc, że Bóg różnie układa ludzkie drogi. Uspakajał ich, ale w duszy sam nie mógł wyjść ze zdumienia.

  • Musiało ją to zaboleć, że was zobaczyła. Kiedyś szefowa, a teraz… Nawet nie klient, tylko…. – wczułam się w jej skórę i mocno jej współczułam, choć przecież to gacek w ludzkiej skórze był.
  • To, co spaliła, zniszczyła, nagle wyrosło jak bambus po deszczu.
  • Może to ma jakieś znaczenie dla mnie? Że ją spotkali? – Piotr już się zastanawia.
  • Wątpię, nie sądzę, żeby to miało jakiś wpływ na ciebie – uspakajam go.
  • Takie ma znaczenie dla ciebie jak ziewanie mrówki na powstanie styczniowe w 1863 roku.
  • ……. – wyłam ze śmiechu. 

Syn siedzi na statku w okolicach Korei, ale już zadeklarował, że chce koniecznie na jakiś czas przyjechać  do Warszawy. On mało mówi, ale dużo czuje i dało to mi do myślenia.

  • Homiel, dlaczego tak bardzo chce przyjechać?
  • Chce, bo wie, że musi.
  • Hmm… przeczuwa coś? Z Edziem też się nie wychylił, że dostał znak.
  • Twoja rodzina nie jest gotowa na twoją przemianę.
  • Ostatnie trybiki muszą zatrybić, a otworzą się drzwi.
  • A wiesz co znaczy, że otworzą się drzwi? Światło wejdzie.
  • Nigdy nie będzie gotowa. Trudno sobie wyobrazić, że będziesz raptem non stop siedział w piwnicy i się modlił – westchnęłam.
  • Będziesz opisywała co widzisz.
  • ……. – westchnęłam drugi raz.
  • A ty jesteś gotowa?

Jakby zimny wodospad spadł  właśnie na mnie ze stumetrowej wysokości. To pytanie mną wstrząsnęło. Nie wiedziałam co powiedzieć. Rozumiem jak ważne jest, by otworzyły się drzwi, wszyscy na to czekają w Niebie… Mało tego, zostało to gdzieś tam zapisane jeszcze przed wszystkimi wiekami w Ich księgach, ale… czy ja jestem gotowa? Nie wiem. Gdybym chociaż wiedziała z czym się to wiąże… może byłoby łatwiej. Ale z drugiej strony przecież to nieważne z czym się wiąże, bo gdzie w takim razie moje zaufanie i wiara?… Czy jestem więc gotowa?

  • Ojcze… daj mi miesiąc na odpowiedź – pomyślałam i w tym momencie zrozumiałam, że tego egzaminu nie zdałam.

Wtedy Piotr rzekł: – Ale my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. – Zapewniam was – rzekł Jezus – że każdy, kto opuści dom, żonę, braci, rodziców lub dzieci dla sprawy królestwa Bożego, otrzyma w zamian o wiele więcej już teraz, a w świecie przyszłym życie wieczne.


11. 11. 17 r. Warszawa.

Dzisiaj święto narodowe, wszystko więc zamknięte, a mimo to szukaliśmy otwartej kawiarni. Znaleźliśmy ją przy pl. Trzech Krzyży. Nie byliśmy jedyni, którzy musieli szukać otwartej kawiarni, bo w środku było już sporo ludzi.  Siedliśmy w kącie i rozmawialiśmy.

  • Chłopaki dobrze dają sobie radę ostatnio, jestem zaskoczony – Piotr jest zadowolony ze swoich pracowników.
  • Są nie bez powodu.
  • Tak? Ciekawe dlaczego? – już zaczynam analizować.
  • Miałem problemy księgowe w firmie i poprosiłem Homiela o pomoc. Powiedział…
  • Dam ci za 3 dni odpowiedź.
  • I co?
  • Po trzech dniach pokazał mi co mam zrobić z fakturami.
  • Powiedz szczegóły – zaciekawiło mnie to.
  • Nie ma sensu i tak nie zrozumiesz, ale nie wpadłbym na to, co On wymyślił.
  • Hmm……… słyszałeś o tym księdzu, co pozbywa się porsche? – http://www.gs24.pl/polska-i-swiat/a/kasina-wielka-proboszcz-sprzedaje-porsche-i-przeprasza-aktualizacja,12657060/
  • To nie ksiądz – Piotr twardo.
  • A ty co byś zrobił?
  • Ja nie jestem księdzem.
  • …….
  • Pokazał mi 100 księży, znak równości i ja.

  • Nie jesteś?
  • Mniej zrobią niż ty, więc jesteś, czy nie jesteś?
  • Posługa jest twoim głównym celem, jesteś jednym z Nas.
  • Trwaj w Bogu, a chleba ci nie zabraknie, ani twojej rodzinie.
  • Homiel teraz spojrzał na kawę i mi prosto w oczy, dał mi do zrozumienia, że na kawę mam.
  • Powiedz więc, czego ci brakuje?
  • Już niczego – pomyślałam szybko.

Dziękowałam jeszcze raz  Ojcu za to, że możemy sobie tak siedzieć w jakiejś kawiarni. Doszło do mnie, że dawne zwyczaje, kiedy to przy stole, przed posiłkiem dziękowano Bogu za dary, miały swój głęboki sens. Dawniej ludzie byli znacznie mądrzejsi.


Odwracam głowę, a za szybą widzę chłopca idącego zdecydowanym krokiem i niosącego spory krzyż. Za nim kilka osób z polską flagą. Kompletnie niecodzienny widok. Ten chłopiec, ten krzyż i ta pewność, z jaką go trzymał ścisnęło moje serce do tego stopnia, że się rozbeczałam. Przy ty wszystkich ludziach. Baaardzo mnie to wzruszyło. Siła hasła dzisiejszego marszu w stolicy; Chcemy Boga uderzyła mnie z podwójną mocą. Nie wiem, czy komukolwiek bardziej zależy na tym, aby ludzie pokochali Boga, jak nam. Widząc więc tego młodego człowieka uwierzyłam, że może jeszcze nic nie jest stracone. Sama nie zdawałam sobie sprawy jak głęboko tkwi we mnie miłość do Ojca, dopóki nie nastała ta właśnie chwila. Chwila, którą udało mi się zatrzymać w kadrze i która właśnie mi to uświadomiła…