11. 04. 19 r. Ustroń.
Wyjeżdżamy bardzo rano. Jedziemy autem zmęczeni, ale zadowoleni, że do Ustronia.
- Wiesz, że jestem zazdrosny o Ojca ? Ja bym to Ojca w ogóle schował dla siebie, pod kołdrą trzymał i nikomu nie dawał.
- ……. – Piotr mnie klepie w ramię po chwili.
- Ojciec kazał cię klepnąć i mówi…
- Zagłaszcze na śmierć.
- ……. – śmieję się głośno. Ojciec dzisiaj w humorze.
- Córka wyjeżdża, ja robię zęba, kupuję ci pióro, auto szykuję… Szykuje się coś.
- Wyspa jest niewątpliwie bardzo blisko, tak jak zawsze było.
- Wyspa jest przed falą ?
- Noooo – zażartował.
Coś mnie od wczoraj nurtowało;
- Czy moje wrota, które widziałam w 2016 roku to te wrota z AJ ?
- Potwierdzam.
- Ale… – zająknęłam się, bo to niesamowite.
- Przez wrota ma być wypuszczony szatan. Z drugiej strony słyszysz jak gacek mówi, że dopóki jesteś nie mogą przejść… Czyli jak odejdziesz stąd to oni wchodzą ? Ale przecież gacek działa cały czas. On ciągle tu jest, od zawsze. To jak to jest ? Z jednej strony nie mogą wyjść, a z drugiej jednak są i działają… Co za różnica, że szatan zostanie wypuszczony ?
- Nie rozumiesz co to jest prawdziwe zło, które może wyjść.
- Jeszcze ludzie są mili dla siebie.
- Póki ty jesteś oni nie przejdą, to co się zdarzy, gdy przejdą ?
- Piekło na ziemi.
- ?!
Jedziemy za szybko, zwracam Piotrowi uwagę i oczywiście wybucha między nami awantura, przestaliśmy się odzywać. Ojciec ingeruje w zabawny sposób…
- Dobrze gotuje, cóż ci więcej trzeba ? – powiedział o mnie.
- ……. – tak nas to rozbawiło, że od razu pogodziło.
Jadąc do Ustronia mijamy Częstochowę. Nie darowałabym sobie, żeby nie pojechać do klasztoru. Siedliśmy w ławce.
- Ojciec mnie pyta… – Piotr szepcze.
- Co chcesz dla siebie indywidualnie.
- I co powiedziałeś ?
- Żebym był z Tobą zawsze.
- ……… – oczywiście.
- Ojciec teraz mi mówi.
- Oddaj wszystko co masz.
- Kazał mi do tej skrzynki wrzucić wszystkie pieniądze.
Metr dalej stoi metalowa skrzynka zbierająca pieniądze na renowację zabytków.
- Oook, a ile masz ? – szepczę rozbawiona widząc jego minę.
- 500 zł ! – i robi wieeelkie oczy.
- ………. – powstrzymuję się od śmiechu, ale czuję też spokój.
- No to daj wszystko.
- Już wyciągnąłem – i zrobił to o dziwo bez oporu.
- Karty mam oddać też ?
- Karty ci sam zabiorę.
Piotr wstaje i już zmierza do skrzynki, ale zaraz wraca.
- Ojciec powiedział.
- Sprawdzam cię.
- Nie musisz wszystkiego, daj 50. Widzę, że oddasz.
- Kiedy przyjdzie pora zabiorę ci wszystko, łącznie z nią.
- Zabiorę cię nagiego i bosego.
- ?!
Jest coś cudownego w tym klasztorze, zwłaszcza wtedy, gdy mało jest ludzi. W samej kaplicy Maryjnej, nie licząc grupy węgierskich księży, którzy odprawiali mszę po węgiersku, byliśmy prawie sami. Zakaz fotografowania z fleszem nie powstrzymało mnie oczywiście, żeby dyskretnie zrobić zdjęcie. Tak po polsku.
Pół godziny później jechaliśmy dalej.
- Ojciec widział, że jestem gotowy dać wszystko. Wystarczy 50 zł, to dałem 50. Powiedział, że zabierze mi wszystko… i ciebie.
- Żałujesz ?
- Nie żałuję.
- Nie masz co żałować.
- Ola wróci do Domu, a reszta to perzyna.
- …….
- Kiedy tak patrzyłam na tych księży przy obrazie zrozumiałam, że ta książka będzie dla nich nie do przełknięcia.
- A ty przełkniesz ?
- Pierwszy ktoś musi opublikować.
- Martwi cię to ?
- Pewnie ! – pomyślałam najciszej jak to możliwe, żeby Ojciec nie słyszał.
Przed Ustroniem chcemy wpaść do pewnej gospody w Bielsku-Białej, którą odkryliśmy, gdy Piotr był po operacji.
- Nie jedź za szybko, otwierają o 10, a jest w pół. Mamy 120 km.
- Nie wpół, ale 10,27. I nie ma 120, a 102.
- ……. – śmieję się, bo Ojciec jest tym razem baaaardzo precyzyjny.
- To tak Ojcze jak 1000 lat to „wkrótce” ?
- Na przykład.
- Ojciec wymaga od nas precyzyjności, a sam… – śmiejemy się. A sam mówi, że 1000 lat to „wkrótce”.
- Dzisiaj zdałeś egzamin.
- Byłeś gotowy oddać wszystko.
- Widziałem co chciałeś zrobić.
- … Ale Bóg jest mądry !
- Daj spokój, bo nie mogę uwierzyć.