18. 11. 22 r. Warszawa.
Mszę odprawiamy razem z TV. Kamera przybliża obraz Maryi … Piotr się gwałtownie wzruszył, głowę schylił …, musiałam poczekać, aż mu przejdzie …
- Poczułem zapach Maryi …
- ??? Zapach ? A jaki ?
- Nie wiem … Poczułem bliskość, jak kogoś mi bardzo bliskiego … Wszystko ze mnie zeszło …
Mszę oglądamy do końca już w ciszy …
- Rano ktoś mi przypomniał o kalendarzu – mówi na kawie.
- O „216 „? – zdenerwowałam się.
Staram się o tym nie pamiętać, ale się nie da. Chciałabym to jakoś oddalić od siebie, ale się nie da.
- Chciałabyś go pochować ?
- ???!!!
- Chciałabyś, żeby odszedł na twoich rękach ?
- ………. – zmartwiałam. To musi być dla każdego najgorsze doświadczenie życia.
- Odejdzie jako żywy.
-Wstąpię po ciebie i cię zabiorę. -To umrę. -Nie umrzesz, zabiorę cię. -Ale Ojcze, każdy umrze. -Ja swoje, a ty swoje. http://rozmowyzniebem.pl/wp/2018/08/19/choc-kosciol-czlowiek-nosi-w-sobie-to-lubie-widziec-cie-w-tymkosciele-i-sluchac/
- A i ty do Domu niedługo wrócisz.
- …….. – dziwnie się poczułam słysząc o swojej śmierci, która jest niedługo. Powinnam się cieszyć, ale jakoś zbyt wiele radości w sobie nie znalazłam.
- Przecież jesteś też na 5 minut.
- Tyle piszesz i nie wiesz ?
- Widzę wielki uśmiech u ciebie – Piotr zapatrzony.
- Jeśli zrozumiesz, nie będzie bolało.
- …. Ciekawe co to będzie „po lodziku”.
Po lodziku sprawiło, że zaczęliśmy rozmawiać o „Jegomościu” jeszcze raz.
To było dla mnie i piękne i zarazem przerażające, bo właśnie zrozumiałam, że nadszedł definitywny koniec. Koniec, koniec, koniec !!! Trzy razy słyszałam to słowo w swojej głowie. Na nic była ta ucieczka, odnaleźli nas. Piotr, który dotąd stał po mojej prawej stronie, znalazł się raptem po lewej. Spojrzeliśmy się na siebie ze smutkiem, wydawał mi się odmłodniały. Był jakiś taki zrezygnowany, pogodzony, spokojny, pokiwał głową smutno i powiedział
-… No to na koniec każdemu po lodziku. https://rozmowyzniebem.pl/wp/2021/10/16/wiedzieliscie-ze-tak-bedzie/
- Jeśli „216” to miałby być koniec, to w ciągu tych kilku miesięcy powinien być Jegomość – rozkładam ręce, no bo innego wytłumaczenia nie ma.
- Po lodziku … Ciekawe, czy pełnotłuste, czy sorbety … Jak myślisz, Ola ?
To odnośnik do mojego umiłowania do lodów. Zawsze kupuję połowę pełnotłustych i połowę sorbetu wiedząc, że sorbet trudno tak naprawdę nazwać lodami. Ta metafora Ojca co do lodów pewnie ma znaczyć, jak wartościowe będą te „lodziki”. Lodziki wzięły się stąd, że Piotr kupował je córce dla pocieszenia, gdy była smutna. Taki symbol prezenciku na pocieszenie.
- Ojcze, jakieś formalności z firmą mamy załatwiać ?
- Nic nie rób, Ja to inaczej załatwię.
- Wyobrażasz sobie męczarnię Oli z tą firmą ?
- ……… – wzdrygnęłam się na samą myśl.
- A waszego syna ?
- Piotr jest waszą tarczą, a to nie są przelewki.
- Piotr wszystko pilnuje.
- Czyli to rzeczywiście mogą być ostatnie święta – Piotr główkuje.
- Ja jestem ostrożna co do słowa „ostatnie święta”.
- No nie bądź taka …
- ……… – roześmialiśmy się głośno.
19. 11. 22 r. Warszawa.
- Wczoraj przed snem miałem rozmowę. Najpierw słyszę wyraźnie …
- Imię Boga jest we mnie … Imię Boga jest we mnie.
- I tak kilka razy, potem sam z siebie mówię …
- Jahwe jest moim Bogiem.
- Hmm …. – piękne.
- Skoro jestem twoim Bogiem, to przed wszystkim cię obronię.
- No widzisz ? Przestań się tak wszystkim przejmować.
Trudno mi zrozumieć, dlaczego Piotr tak bardzo przeżywa problemy w swojej firmie. Nie potrafi myślami się od nich oderwać. Z jednej strony rozmawia z Ojcem, z drugiej żyje tak, jakby nie rozmawiał.
- Tak mi powiedział Ojciec, chyba dosłownie powtórzyłem.
- Wizja jest ważna, a jeśli kilku nie uwierzy, czym się przejmujesz ?
- … Ostatnio dużo takich rzeczy słyszę, kiedyś nie miałem tak bardzo jak teraz.
- Nic nie dzieje się bez woli Boga, łącznie z twoją czapką – raptem do mnie.
Roześmiałam się. Nie nosiłam czapki od czasów szkoły podstawowej i postanowiłam to w końcu zmienić, ponieważ zatoki mnie zaczęły boleć.
Jesteśmy na kawie, dzwoni córka. Łkając opowiada swój sen, choć to wizja ewidentnie, a nie sen.
- Śnił mi się Napar – … nasz ostatni pies.
- Wyglądał przepięknie, bardzo szlachetnie, miał mądre spojrzenie. Cały błyszczał, był bardzo poważny … Mówię do niego …
- Co ty tu robisz Napciu ? … Byłam zdziwiona, bo wiedziałam, że nie żyje przecież. Stał przede mną tyłem, a przodem do ludzi jakichś, odgradzał mnie od ludzi, chyba bronił i pilnował. Kiedy ludzie odeszli, odwrócił się do mnie spokojnie, przybliżył i wtulił się we mnie … – rozpłakała się teraz na całego.
- I to koniec …
- Hmm ….Przyjaciel.
- A ! I co było dziwnego, byliśmy w jakimś sześcianie …
- ……… – zaskoczeni spojrzeliśmy się na siebie wymownie …
- Jak wyglądał ten sześcian ?
- Biały … Dziwne to było, bo jakby byliśmy nigdzie …, tło było niczego.
Wiem, o czym mówi. Pamiętam, że wizja z chlebami również była dokładnie w takiej samej scenerii. Nie wiadomo gdzie, bo tylko w bieli.
15. 01. 19 r. Warszawa. - Dzisiaj w kościele byłem kompletnie nieobecny. Obudziły mnie dopiero słowa „przekażcie sobie znak pokoju’. Całą mszę byłem nie sobą i wszystko widziałem na biało. Jak w tym filmie „Bruce wszechmogący”, gdzie byli z Bogiem w białej sali… Nie wiem gdzie byłem. https://rozmowyzniebem.pl/wp/2019/09/25/pamietaj-bog-jest-jeden/
CDN …