06. 02. 24. Warszawa.
Budzę się 4.30. Po chwili zasypiam i wtedy mam wizję. Gdy się budzę, jest 5.45. Zwracam uwagę na godzinę, bo to już druga wizja, gdzie budzę się równo o 5.45.
Piotr miał piękną wizję wczoraj, ja wizję miałam dzisiaj nad ranem. Była 5.45, gdy się obudziłam. Jestem w galerii handlowej „Ster” w Szczecinie. W środku prawie pusto. Zatrzymałam się przy stoisku, w którym była elektronika, chciałam coś kupić, a właściwie to o coś spytać. Chciałam, ale nie mogłam, nie było sprzedawcy. Stoję chwilę przy ladzie szukając wzrokiem, gdzie się podział. Raptem widzę, że zza zakrętu wyłania się Caviezel i dziarskim krokiem idzie w moim kierunku ! Jest w tym samym wieku, kiedy grał w Jezusa, ale wygląda całkiem zwyczajnie, to znaczy w spodniach, marynarce, białej koszuli … Noooo …, zamurowało mnie, gały wytrzeszczam. https://rozmowyzniebem.pl/wp/2024/02/15/to-jest-veritas-absolutna-jedna-prawda/
Obydwie wizje zakończone o 5.45 są bardzo rzeczywiste i dość długie. Gdybym nie obudziła się we własnym łóżku, byłabym pewna, że jestem w centrum handlowym naprawdę. Dzisiejsza wizja również przyprawiła mnie o wielkie emocje i wielkie dreszcze. Ale zanim ją opiszę mały wstęp.
Od kilku miesięcy mam co jakiś czas dziwną krótką wizyjkę. Były tak krótkie i wydawały się mało istotne, że nawet ich nie zapisałam. Oczywiście był to błąd.
Jestem w mieszkaniu moich rodziców. Mieszkanie jest w przedwojennej kamienicy. Część kamienicy, gdzie jest moja klatka schodowa, nieznacznie kołysze się do przodu i tyłu jak ząb, który ma zaraz wypaść. Po jakimś czasie ta sama wizja pojawiła się po raz drugi. Tym razem kołysanie było nieco mocniejsze. Mija trochę czasu i znowu ta sama wizja i kołysanie jeszcze mocniejsze. Zaczęłam się bać, że dom przez to ciągłe kołysanie w końcu się rozpadnie. Przestraszyłam się poważnie, ponieważ dokładnie to odczulam. Byłam w mieszkaniu, które się dosłownie przechylało, jak przechylają czasami pod wpływem wiatru szczyty drapaczy chmur.
Ale dzisiaj … Sytuacja się powtórzyła. Jestem w mieszkaniu. Tym razem część kamienicy nie przechyla się do przodu i tyłu, ale na boki, co jest przedziwne, ponieważ logicznie rzecz ujmując nie ma prawa przechylać się w ten sposób. A jednak przechyla się i to tak mocno, że kompletnie tracę równowagę. Leżę na podłodze, dwa metry przechyłu w bok i dosłownie ześlizguję się uderzając na końcu plecami o ścianę. Dociera do mnie, że sytuacja jest naprawdę poważna i budynek zaraz się zawali. Odczuwam fizycznie dokładnie każdy centymetr przechyłu, strach mnie obleciał, że zaraz budynek runie. Czołgam się po podłodze i wydostaję na klatkę schodową. Krzyczę do ludzi, których nie widzę, ale którzy zapewne pochowani są w swoich mieszkaniach, żeby brali do ręki tylko co najważniejsze i uciekali. Na koniec wzniosłam oczy ku górze i …
- Ojcze ! Niech zawali się powoli ! … – proszę głośno błagalnym tonem mając nadzieję, że zdążę uciec.
A wtedy chwianie nagle się zatrzymało i budynek osunął się w dół jak winda. Osunął się łagodnie … Moje mieszkanie wcześniej mieściło się na 3 piętrze, teraz znalazło się tuż przy ziemi. Przez okno zobaczyłam grunt i mogłam wyjść swobodnie nawet przez okno, nic mi już nie groziło. I wyszłam, może nawet drzwiami, tego wizja mi nie pokazała. Oddalając się od budynku odwróciłam się jeszcze i przystanęłam, aby na pożegnanie spojrzeć ostatni raz na mój rodzinny dom i co widzę ? Już go tam nie było ! Na miejscu mojej klatki schodowej leżała tylko sterta gruzów.
Stanęłam jak wryta. Zrozumiałam, że jednak przeżyłam. Z boku słyszę czyjś męski głos …
- Nie ma co się martwić, spółdzielnia odbuduje nowsze i lepsze …
Rzeczywiście, budynek należy do spółdzielni. Poczułam ulgę i radość. Kiedy tak stałam i gapiłam się na gruzy, za moimi plecami podjechał tramwaj. Wiedziałam, że to dla tych, którzy ocaleli. Wsiadłam, jadę chwilę i nagle uprzytamniam sobie …
- Nie wzięłam torebki !
Tam miałam wszystko, co najważniejsze. Dokumenty, pieniądze. Wyskoczyłam z tramwaju, który wyglądał jak ten, które jeździ raczej w Los Angeles niż w Polsce. Drzwi były stale otwarte po prostu. Wyskoczyłam, stanęłam na ulicy i pomyślałam, że poszukam torebki w gruzach … A wtedy z lewego mojego boku wyłoniła się długa męska ręka. W dłoni trzymała moją torebkę. Zwróciłam uwagę, że była to słomiana torebka, którą zazwyczaj noszę tylko wiosną i latem. Poczułam ulgę i radość. Był słoneczny dzień, spokój, cisza wokół … I koniec.
CDN …