14. 11. 24 r. Warszawa.
Piotr mnie zaraził niestety, jestem mocno przeziębiona, a jednak idę na kawę.
- Ojciec mówi do ciebie …
- Zachowaj ostrożność w wychodzeniu dzisiaj.
- … ??? … Miałam iść do sklepu jeszcze – tłumaczę się.
- Widzę, jak się potykasz na stopniu … Może chodzi o to, że będziesz bardziej chora …
- Bądź powściągliwa …
- Ciekawe … Dziękuję Ojcze …
- Za porady ? Bitte schon …
Śmiać się mi się chce słysząc, jak Piotr wymawia niezdarnie „proszę bardzo ” po niemiecku. Jednakże jeśli po niemiecku, na pewno te słowa są bezpośrednio do mnie.
- Katastrofa wisiała w powietrzu.
- O ! W nocy ktoś mi mówił, że Smoleńsk to był zamach.
- Jaki tam zamach ! Gacek ci to podsuwa – żachnęłam się i zaraz zwątpiłam. A może się mylę ?
- Ojcze, to naprawdę był zamach ?
- To były Piotra nocne rozmowy, w tym czasie Ojciec miał drzemkę.
- … Czyli nie zamach … – ulżyło mi.
- Dzisiaj ubierając płaszcz pomyślałam o Jegomościu. W wizji ubierałam chłopca w kurtkę puchową, Jegomość wylądował, gdy spadał pierwszy śnieg … Powiem ci tak … Jeśli ma się coś stać w tym roku, to teraz, do końca roku. Jeśli ! Zaznaczam.
- Jeśli ? A pamiętasz; Jeśli to prawda, niech zapali się światło ?
- I się zapaliło … Taaak. Na pewno było „jeśli”, doskonale to pamiętam. Pamiętam, bo mnie to naprawdę zdziwiło. To był bardzo spokojny, męski głos. Młody dość głos – zdziwiłam się znowu.
- Oni z światłem to chyba tak często – pomyślałam przypominając sobie lampkę na moim biurku.
p.s. Ponieważ nie każdy ma Instagrama, film pokazuję jeszcze raz. Pięknie uchwycono chwilę, gdy dali znak poprzez światło.
- Znamiona czasu widziałaś, tylko nie wiadomo który rok.
- Taaak, zdecydowanie było zimno, ta kurtka chłopca … Zdecydowanie nie było to lato, ani wiosna. Chociaż …. – zawahałam się.
- Wszystko działo się w górach, a w górach różnie to bywa … – kiwam głową w zadumie.
- Płakać bodziesz, czy nie będziesz ?
- … Hmm … Może powinnam, ale w wizji nie płakałam, wiedziałam, że wróci.
- Żarcik, nie będziesz. A znasz powiedzonko; baba z wozu, koniom lżej ?
- …….. – Piotr się roześmiał.
- Wczoraj, gdy zobaczyłem ten strumień nad twoją głową, wyraźnie poczułem Ojca twarz … Był z nami.
- Czy dobre jest sformułowanie; Bóg was nawiedza ?
- Nooo … Chyba tak. Słyszałam w kościele nie raz.
- A nie lepsze; odwiedza ?
- Zdecydowanie lepiej.
- To zadanie dla ciebie na dzisiaj.
Nigdy nad tym się nie zastanawiałam. Rzeczywiście słowo nawiedza może mieć negatywny wydźwięk, bo przecież słyszymy; nawiedzony dom, nawiedzona osoba. Ale mamy też nawiedzenie Maryi …
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w ziemi Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona głośny okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto bowiem, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jest, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana».
Mówi się, że opisana w dzisiejszej ewangelii scena to nawiedzenie św. Elżbiety przez Maryję. I na pewno tak jest, ale w tym wydarzeniu jeszcze ważniejsze jest to, że to Duch Święty nawiedza Elżbietę (i jej dziecko). To nie Maryja spowodowała duchowe uniesienie matki Jana Chrzciciela. Sprawcą tego był Duch Święty.
Kiedy człowiek prowadzi intensywne życie duchowe, czyli kiedy wsłuchuje się często w Słowo Boże i często staje przed Bogiem na modlitwie, wówczas zapewne szybko pojawią się poruszenia duchowe. Są nimi zwłaszcza pocieszenia, czyli stany charakteryzujące się przede wszystkim poczuciem Bożej obecności, ale mogą to być też strapienia, czyli stany przeciwne pocieszeniu, dla oczyszczenia intencji i pobudzenia do większej pokory.
Bóg chce nas nawiedzać, ale potrzebuje z naszej strony otwartych drzwi serca, tak jak dom Elżbiety był otwarty dla Maryi. A kiedy Bóg nas nawiedza, wówczas wszystko w naszym życiu się zmienia, bo zostaje rozświetlone światłem Bożej miłości.
Nawiedzać, czy jednak odwiedzać ?
„Gość w domu, Bóg w domu”. Bóg nawiedza człowieka. Przychodzi do niego w gościnę! To jest niezmierna tajemnica. Dla Boga człowiek jest kimś ważnym. Nie jest On Bogiem obojętnym, jak Go przedstawiały wyobrażenia ludzi oświecenia: Bóg jako zegarmistrz, który skonstruował zegar i nakręcił go, a ten już własną siłą chodzi dalej. Nie! On przychodzi do swojego stworzenia, chce z nim budować żywą więź. https://cspb.pl/bog-zawsze-zaskakuje-kiedy-przychodzi-do-czlowieka-zawsze-jest-inny-niz-bysmy-sobie-to-wyobrazali/
Nawiedzać i odwiedzać to niemal to samo. Niemal, bo mimo wszystko nawiedzać to coś więcej niż odwiedzać. Nawiedzenie to także duchowe, nienamacalne poczucie Bożej obecności, które trudno wyjaśnić. Jakieś nietypowe wzruszenie, kruchość serca. Odwiedzenie wydaje się czymś zdecydowane konkretniejszym.
- Słuchając słowa Ojca oczyszczasz się ze złogów tego świata, jesteś coraz lepsza.
- Pomyśl, że dzielisz się tym, co masz.
- ……. – wzruszenie mnie ogarnia.
- Czy sądzisz, że kontakt bez pośrednika jest lepszy ?
- …. Nie ma o czym mówić Ojcze, wiadomo, że lepszy.
- Ale byłby głód w domu …
- Widzę cię, jak jesteś nieprzytomna.
- I tu jest problem. Tak by było, a ile bym schudła ! – śmieję się głośno.
Wracam prosto do domu zgodnie z poleceniem Ojca. Sięgam po kapcie, zastygam … To na dobry humor dzisiaj, za chorobę. Robię zdjęcie, wysyłam do córki …