02. 04. 21 r. Szczecin.
Wstaliśmy o 4 rano i nie mieliśmy siły na rozmowę. Padło kilka zdań, które oczywiście spisałam co do litery.
- Muszę dać córce trochę pieniędzy, prosiła. Doją mnie Ojcze, zobacz ! – roześmiał się.
- Doją Nas.
- A ja to nie Wy ?
- Jeszcze nie.
Jeszcze nie … Bo jeszcze w Domu nie jest. Jakie to proste.
- Ojcze, co to będzie ta wielka fala ? – Piotr nagle.
- Co to i co to … Zobaczysz !
- Szkoda …
- To Ja myślałem tyle czasu i mam ci tak (ot sobie) powiedzieć ?
- Mam ci mówić wszystko co Ja myślę i zobaczę ?
- Dlaczego niiii … ? – Piotr zażartował po gustlikowemu (p.s. Gustlik z „Czterech Pancernych”).
- ………..
- Pamiętam doskonale wizję z drabiną.
Od razu szykuję długopis, bo to jest właśnie jedna tych z wizji, której wcześniej nie zapisałam.
- Wspinałem się po drabinie do Nieba, ale drabina była bardzo trudna, nie miała wszystkich szczebli. Moja wspólniczka stała na dole i nie miała zamiaru nawet próbować, patrzyła, czy spadnę. Drabina do końca była bardzo trudna i kiedy byłem już blisko ze ściany, wyłania się listonosz i daje jej do ręki list. To był list pożegnalny.
Dzisiaj ta wizja jest całkowicie czytelna. Piotr mozolnie wspina się prosto do Nieba, choć droga jest trudna. W przeciwieństwie do jego wspólniczki, która wolała pozostać na dole. List pożegnalny sygnalizował rozstanie, do którego wkrótce doszło.
- Ojcze, Święta.
- Wesołych Świąt, spokojnych, zdrowych.
- Z covidowym pozdrowieniem.
- ………. – buchnęłam śmiechem. To przytyk do mnie, że we mnie ciągle żal.
- Zaproszenie jest aktualne na święta – Piotr.
- A już myślałem, że zapomniałeś.
- Wedle zasady … Gość w domu, Bóg w domu.
Zapadliśmy w zadumę. Byliśmy już trochę jazdą zmęczeni.
- Wiesz co mi teraz Ojciec pokazał ?
- ……… – wyrwał mnie z letargu.
- Przez chwilę widziałem nieskończoność. Zobaczyłem czarną dziurę. Do niej wpadały takie drobiny, kreski czarne, potem wypadały pod spodem, robiły nawrót i wracały i znowu do tej samej dziury. I tak w kółko, nieskończenie …
05. 04. 21 r. Warszawa.
Wracamy do Warszawy już w poniedziałek, w drugi dzień świąt. Pusta droga, ale kiepska pogoda. Deszcz ze śniegiem, milczymy więc skupieni. Słuchamy w radio kawałek mszy. Ksiądz opowiada historyjkę …
- Mama chowała przed synkiem cukierki do szafy. Kiedy nikt nie widział, synek wyciągnął dwa cukierki, oczywiście mama to potem zauważyła, że brakuje dwóch. Pyta się syna dlaczego wziął, kiedy nie powinien.
- Przecież Bóg to wszystko widział … mówi.
- Powiedział, weź dwa, jesteśmy sami… Syn na to.
- ……… – roześmialiśmy się. Urocza opowieść.
- Cały Ojciec, taki jest Bóg ! – Piotr szczęśliwy.
- Chcesz powiedzieć, że znamy się jak łyse konie ?
- ……… – uśmiecham się.
- Ojciec chyba wybrał sobie inną rodzinę na święta.
- Był w każdej rodzinie w Swoim Synu.
- I byłem w każdej rodzinie, która Mnie zapraszała.
- Tak jak z księdzem po kolędzie, jedni proszą, inni nie proszą.
Wieczorem.
Czytam Piotrowi zdanie z orędzia #TrevignanoRomano, 3/4/2021 (…) „Moje dzieci, to jest wyjątkowa Wielkanoc, bo od dziś znaki, które nadejdą, będą widoczne dla wielu ludzi, a przede wszystkim zobaczycie największy i długo oczekiwany <znak>, nikt nie będzie mógł powiedzieć, że został wykonany przez człowieka. Dzieci, dziś jest dzień ciszy i bólu, pamiętajcie, że pod Jego ukochanym krzyżem stałam się Matką was wszystkich. Módlcie się pod krzyżem, ponieważ rany, które nadejdą, zostaną obmyte krwią mojego Syna. Dzieci, jestem tutaj razem z wami wszystkimi, aby otworzyć wasze serca na łaskę. Módlcie się za zagubionych kapłanów. Teraz zostawiam was z moim macierzyńskim błogosławieństwem w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego, Amen.”
- Może to jest ta niespodzianka, ten znak ? – mówię.
- Wiesz co słyszę ?
- Wasze życie dzieli się do świąt i po świętach.
- Nic dodać, nic ująć.
Uwaga, ponieważ wpisy edytują się w kolejności od najnowszych do najstarszych i będą coraz trudniejsze, by w pełni zrozumieć pisany tekst, proszę cofnąć się do samego początku. http://osaczenie.pl/wp/2016/03/03/