14. 05. 20 r. Szczecin.
W czasie jazdy zaczynam od jasnowidza KJ, którego się wczoraj nasłuchałam mimo słów Maryi, żebym nie słuchała. Ciekawość wygrała. No i jestem wkurzona. Wpajanie ludziom, że epidemii nie ma i to tylko jakiś międzynarodowy spisek jest jego koszmarnym błędem.
- A jednak czasami zdarzy mu się coś powiedzieć celnego.
- Nawet gacek podsuwa coś prawdziwego, abyś uwierzyła w kolejność zdarzeń.
- Zgadza się…
- Oj, smakuje ci to skażone jabłko.
- Teraz już wiesz, dlaczego Ewa nie wytrzymała.
- …….. – roześmiałam się ze wstydem. No już wiem, niestety.
- Ma w sobie wiele pewności siebie o swojej nieomylności.
- Prawdziwy człowiek nie wyniesie się sam ponadto co mu Bóg powie.
- Takich jak on jest wielu i wielu go słucha.
- Już wiesz dlaczego Ojciec i Syn tak ciężko pracowali na polu ?
- Jaka to orka ? On jest ofiarą swojej pychy.
- Widzę jak gacek mu podsuwa obrazy, a potem szepcze do ucha.
Rozmawiamy o jasnowidzach, ale jeszcze przed chwilą mieliśmy chwilę grozy. O 5 rano zadzwoniła córka. Widząc o jakiej porze dzwoni obleciał nas strach, bo to może znaczyć tylko jedno. Płacze przez telefon, że znowu ma atak na głowę i nie wytrzymuje. Piotr skupiał się nad nią przez pół godziny prowadząc jednocześnie auto. Nie mam pojęcia jak on to robi, ale musiało poskutkować, bo zadzwoniła godzinę później, że czuje się znacznie lepiej.
- Śniło mi się, że całe mieszkanie było w wielkich czarnych robalach. Były wszędzie, wychodziły nie wiadomo skąd, próbowałam je zabić, ale nie dawało rady – mówi przerażona i znowu się rozpłakała.
Takie chwile sprawiają, że ciarki przechodzą nam po plechach.
- Zbudowałem jej ochronny płaszcz z kapturem, to dlatego jej przeszło. Ale Ojciec mi pomógł – mówi Piotr, gdy się rozłączyła.
- Jeden płaszcz to za mało.
- Przeciwnik uzbrojony po zęby.
- Maryja mi też pomogła. Ręką dotknęła. Na płaszczu położyła wizerunek, jakby zdjęcie Chrystusa i powiedziała …
- A teraz położymy Mojego Syna.
- ……. – piękne …
- Może to przez moje pisanie ? Jak mam pisać, żeby nie miała ataków ? – jestem zmartwiona.
- Problem w tym, że nie ważne co piszesz, ale żeby miała siłę się modlić.
- Ona jest narzędziem gacków.
Jechaliśmy jakiś czas w ciszy. Zastanawiałam się właśnie nad tym, ile czasu minęło odkąd zaczęliśmy jeździć tą drogą (A2).
- Lubię te trasy.
- Ja też, to jedyna ostatnio taka okazja, aby porozmawiać – cieszę się.
- A ja zęba stracę.
- Nie żałuj go. Wyrzucasz chorobę przyszłą. Bardzo choruje, tylko nie czujesz.
- Piotr przytył – uskarżam się do Ojca.
- Schudnie i będzie czerstwy.
- Czy naprawdę dobrze słyszałem, że po 7 miesiącu coś się zacznie dziać ?
- …. Ojciec przymknął oczy na potwierdzenie … Widzę jak tańczy. A Homiel przebrał się w ubiór baletnicy i robi piruety, tańczy, cieszy się … – Piotr zdziwiony.
- Lubię te jazdy, jestem oddelegowany, niezapomniane chwile.
- Zaraz ! … – myślę sobie. To z kim teraz rozmawiamy ?
- Czy znasz Chrystusa ? – pytam, by rozeznać Kto.
- Znam, widuję Go czasami.
- Co robi ?
- Często z dziećmi przebywa.
- A Ojca ?
- Widuję Go wtedy, gdy przeglądam się w lustrze.
- …….. – roześmiałam się. To Ojciec „udaje” Homiela.
- No to dobrze Ojcze. A to dziecko z AJ Ojcze to kim jest ? Jak to wytłumaczyć ?
- No ! No ! No ! – pogroził mi palcem.
- I na to przyjdzie później czas.
Zamilkłam. Słuchamy w radio wiadomości o PIS.
- Zobaczyłem, że jak nie robię ochrony nad PIS-em to opozycja ciągnie ich do samego błota.
- Pomyśl Piotr, pomyśl jaką masz władzę.
- Nie mam.
- Dam ci więcej niż możesz sobie wyobrazić, tylko nie wiesz jak korzystać.
- Czynić będziesz to, o czym inni nie są w stanie pomarzyć.
- Oni (PIS) mają się dobrze dzięki tobie.
- Ale to dzięki Ojcu tak mogę.
- PIS jest chroniony i Polska jest chroniona.
- Nie zapominaj o nich. Ta prawdziwa szarańcza wtedy ich obejmie.
- Ty powinieneś tylko tym się zajmować ! – mam do niego pretensje. Robi egzorcyzmy ostatnio coraz rzadziej.
- Dlatego powierzona Kapturowi. Ty też masz wielkie możliwości.
- Jaaaa … ?!!! Jakie ?
- Proś, a będzie ci dane.
- Kołacz, a otworzą ci wrota.
Coś chyba w tym jest. Kiedy prosiłam Ojca o znak, to zatrząsł się cały dom.
Boże, daj mi jakiś znak, że to jest prawda – poprosiłam w swoich myślach. I wtedy zdarzyło się coś absolutnie niewiarygodnego… Nie skończyłam słowa „prawda” … kiedy rozległ się w domu wielki huk. Trudno nawet opisać co to było. Pod moim łóżkiem na wysokości poduszki, czyli dokładnie pod moją głową usłyszałam jakby stukot setek kopyt wydobywający się prosto z podłogi, nie spod podłogi, ale właśnie z podłogi, ze stropu podłogi. To było tak głośne, aż zatrząsł się cały dom, dwukondygnacyjna niewielka kamienica, w której mieszka może z 20 osób. Zastygłam w swoim łóżku i tylko zastanawiałam się, czy mi się to przewidziało. Po chwili Piotr wparował do pokoju… http://rozmowyzniebem.pl/wp/2016/05/29/bardzo-konkretna-boza-odpowiedz/
Jedziemy w ciszy. Dojeżdżając do Gorzowa zastanawiam się, czy Ojciec nas uprzedzi, kiedy będziemy jechać tędy po raz ostatni.
- Lubisz te jazdy ?
- Lubię.
- A wiesz, że jak kawa się skończyła i to się skończy ?
- …….. – kiwam głową już bez łez. Zdaję sobie z tego sprawę.
- Niechybnie się to stanie.
Dopisane 30. 11. 2020 r.
- A teraz położymy Mojego Syna.