20. 05. 18 r. Warszawa.
Jechaliśmy do Kazimierza, miałam wszystko przygotowane, zeszyt, długopis jeden i drugi, na wypadek, gdyby ten pierwszy padł, bo tak się już zdarzało. Homiel jednak milczał i to mnie zaniepokoiło. Prawie się nie odzywał, więc i Piotrowi głupoty zaczęły przychodzić do głowy.
- Jak byś zinterpretowała wiersz „Świtezianka” ?
- ……. – spojrzałam na niego, czy się dobrze czuje.
- Wiersz nie dla ciebie, tyś wojownik.
- …… – ulżyło mi, że chociaż Homiel jest po staremu.
- Co znaczyło MM u Jadwigi ? – wczoraj to odkryłam.
- To co teraz.
I koniec rozmowy.
Dojechaliśmy do Kazimierza i skierowaliśmy się prosto do klasztoru trafiając dokładnie na początek mszy. Przemknęliśmy bokiem i dotarliśmy do naszej ukrytej kaplicy, gdzie kiedyś dostaliśmy od Maryi krzyż. Byliśmy w niej sami i oboje mieliśmy z czasem wrażenie, że cała msza odbyła się wyłącznie dla nas. Kiedy ksiądz powiedział, że właśnie dzisiaj jest dzień Ducha Świętego i to koniec okresu wielkanocnego, spojrzeliśmy na siebie przypominając sobie słowa, że po Wielkanocy Pendolino.
Po zakończeniu mszy poszliśmy do krzyża Chrystusa, którego twarz wydaje się ciągle żywa. Piotr dotknął jego głowy i cały krzyż gwałtownie się poruszył co spowodowało, że serce stanęło mi w gardle, bo wyglądało to tak, jakby Chrystus się obudził. Sekundę po tym dołączył do nas starszy zakonnik, z którego biło niesamowite ciepło.
- Zakochani? – spojrzał na nas i na Jezusa, dając do zrozumienia, że miał na myśli zakochani w Chrystusie.
Nerwy mi puściły i zalałam się łzami. Zakonnik spojrzał ze zrozumieniem, Piotr zaczął coś tam tłumaczyć, a ja nie mogłam przestać płakać. Nie wiem co się stało.
Wracając do Warszawy Piotr zaczął wspominać swój atak serca.
- Ten lekarz co zdiagnozował u mnie ostrą niewydolność, nie powinien mnie w ogóle z gabinetu wypuścić – Piotr z pretensjami po dwóch latach.
- Powinien zadzwonić na pogotowie, bo miałem już ostry zawał i wiedział to.
- No właśnie, dlaczego tego nie zrobił ?
- Bo nie wybrałby najlepszej opcji.
- Ważne, że było skuteczne.
- Czekali odpowiedni ludzie na szachownicy.
- ……. – faktycznie. Trafiłby nie wiadomo gdzie, a tak trafił gdzie miał trafić.
- Dlaczego to takie skomplikowane? Gdyby trafił na pogotowie, to nie trafiłby do Cisowskiego ? – nie mogłam zrozumieć dlaczego była potrzebna aż taka łamigłówka.
- To były trudne chwile – Piotr się zamyślił.
- Nie mieliście trudnych chwili.
- Mieliśmy trudne chwile.
- Przeżywaliśmy wszystko razem. Ojciec też.
Wieczorem.
Piotr oglądał w TV program przyrodniczy. Z poczwarki wyłania się piękny motyl. Piotr patrzy i patrzy…
- Ojcze, ale to wszystko stworzyłeś !… To jest…
- No dokończ.
- No…. rewelacja ! Ale Ci się to wszystko udało ! – pełen podziwu.
- Ty Mi się nie udałeś, ciągle się opierasz.
- Bo to wszystko niemożliwe ! – … co się dzieje.
Słuchałam tego z przyjemnością. Naprawdę, to wszystko jest niewiarygodnie niemożliwe.
Po egzorcyzmach.
Podczas modlitwy Ojciec przypomniał mi; przywróć mi imię moje. Dziwne zdanie tak po roku ?
- Co się dzieje z tatą?! Dopiero wtedy nastawiłam ucho bardziej, próbując zrozumieć co mówi. - Ojcze niebieski przywróć mi imię moje… Ojcze niebieski przywróć mi imię moje… Ojcze niebieski przywróć mi imię moje… http://rozmowyzniebem.pl/wp/2018/04/01/bedziesz-tym-ktorym-jestes-naprawde-maska-zostanie-zdjeta/
- ……. – od razu pomyślałam, że rok to będzie dopiero w sierpniu.
- Nie ma roku.
- A widzisz ! – ucieszyłam się, że miałam rację.
- Masz odpowiedź odnośnie daty.
- Co to znaczy; przywróć mi imię moje ?
- Które ?
- No nie wiem.
- Bo wszystkie zawarte są w jednym, wszystkie z jednego i w jednym są wszystkie.
21. 05. 18 r. Warszawa.
Piotr niewiele mówił, wydukał tylko, że w kościele na mszy zobaczył fotel Ojca, a z niego niebieską energię, która jak siatka oplata całą ziemię.
- Homiel mi mówi, żebym zajął się modlitwą…. Ciągle coś ode mnie chce.
- Za dużo się nie chwal, każdy coś chce.
- Tam chcą, tutaj chcą, wszędzie chcą.
- Dlatego nikt się nie pchał.
Dopisane 02. 02. 2019 r.
- Bo wszystkie zawarte są w jednym, wszystkie z jednego i w jednym są wszystkie – dzisiaj wiemy o co chodzi, ale nie wiem, czy mogę to tutaj dzisiaj wyjaśniać. Za wcześnie.
Jest pewna interesująca informacja w życiorysie Jadwigi;
Według zapisów kronikarzy Święta Jadwiga uprawiała surowe umartwienia. Jej kierownikiem duchowym był krakowski dominikanin Henryk Bitterfeld, autor traktatu o Komunii świętej i traktatu ascetyczno-mistycznego napisanego specjalnie dla Jadwigi. W swym życiu harmonijnie łączyła kontemplację z działalnością praktyczną, co wyraziła również w nawiązującym do Ewangelii symbolu dwóch przeplatających się liter MM (Maria i Marta), który poleciła umieścić na ścianach swej komnaty, a chcąc, by chwała Boża nieustannie rozbrzmiewała w katedrze wawelskiej założyła i zapewniła utrzymanie Kolegium Psałterzystów, którzy dzień i noc śpiewali psalmy przed Najświętszym Sakramentem. (WIKI).
Historycy się mylą. To nie Maria i Marta. To Maria Magdalena… tak powiedział Ojciec jakiś czas temu.
- Skąd Jadwiga wiedziała, że MM to Maria Magdalena, a nie Maria i Marta ?
- A skąd wiesz teraz ?
- ……. ?!
Wygląda na to, że jej też powiedziano. To nie legenda, że Jadwiga rozmawiała z Chrystusem.