24. 02. 18 r. Szczecin.
Syn powrócił szczęśliwie z morza, więc w domu radocha i obżarstwo. Codziennie uczta. Piotr odchudzony tyje nagle za szybko i to zdecydowanie odbija się na jego zdrowiu.
- Ostatnio podczas modlitwy czuję Was coraz bardziej – Piotr się przechwala.
- My też ciebie czujemy, zwłaszcza po tej kiełbasie.
- …. – wybucham śmiechem i widzę, że Piotrowi mina zrzedła.
- Obrażasz się ?
- Nigdy się nie obrażam.
- ……. – akurat !!! Jego kolejny „dowcip roku”.
- Jesteś mądry ?
- Jestem.
- Nie mam więcej pytań.
- Ojcu wierzę bezgranicznie.
- To dlaczego boisz się o kredyt ?
- …… – to się nazywa szach mat. Mina Piotra bezcenna.
Nie odzywa się przez pół godziny chyba obrażony jednak.
- Jak się modlę to czuję Maryję.
- To kiepsko, powinieneś czuć wszystkich.
- ……. – kolejny szach mat. Śmieję się przez 5 minut, a Piotr milczy już do końca dnia. Z Ojcem nie wygra…
25. 02. 18 r. Szczecin.
Wczoraj wieczorem ścięło mnie z nóg już o 20.00. Spałam jak dziecko przez 10 godzin, więc rano wstaję świeża ja poranna bryza. Widzę Piotra na chwiejnych nogach.
- Miałem straszną noc. Prawie całą noc walczyłem z gackiem. Ledwo wyszłaś wszystko zaczęło wokół mnie stukać, a nach uchem usłyszałem szszszzsz…. Taki szept i już wiedziałem, że nie jestem sam. Poszedłem spać. Około 3.00 coś mnie budzi. Otwieram wolno oczy i widzę przed łóżkiem zmaterializowaną czarną bryłę, wyglądało to jak czarne pudło wielkie jak człowiek. To coś syczało…
- Azzzazzzzel.… przedłużało zzzz w nieskończoność, aż uszy mnie bolały.
- Wziąłem swój krzyż do ręki i zacząłem znowuż egzorcyzmy. Skończyłem około 4 nad ranem. Nic się nie liczyło wtedy, ten świat doczesny nie miał znaczenia… Byliśmy tylko ja i on. Krzyczałem…
- Widzisz krzyż?! Jego rany ?! Nie masz prawa tu być !!! … Wymieniałem ich po imieniu. Ten klocek się rozpływał w powietrzu… Na koniec usłyszałem…
- Jak Boga kocham… Udało mu się !
Miałam dziwne wrażenie, że celowo mnie uśpiono, by Piotr przeszedł tą bitwę. Ale kto mógłby powiedzieć Jak Boga kocham…. Gacek ?
27. 02. 18 r. Warszawa.
Jesteśmy już na miejscu, to znaczy na naszej kawie. Cieszę się, bo nie miałam siły wczoraj rozmawiać. Oczy mi się kleiły po nocnym wstawaniu i cieszyłam się nawet, że w pociągu Homiel się nie odzywał.
- Jadąc do ciebie usłyszałem…
- W tym się roku zacznie, w przyszłym skończy.
- Ale co ? – pytam. Wiele rzeczy się może teraz zacząć i skończyć w przyszłym roku.
- Nie wiem. A co z biznesem ?
- Ja się tym zajmę.
- A co z rodziną, żoną, dziećmi ?
- Też się tym zajmę.
- Wszystkim się zajmiesz ?
- Ja się zajmę twoimi sprawami, a ty Moimi.
- Z Ojcem rozmawiasz… – wzdycham.
- Nie potrafię ci tego wyjaśnić, ale coraz bardziej mi głowa ucieka w duchowość.
- To nie wyjaśniaj.
- Uwierz Mi, wszystkie twoje wizje się sprawdzą.
- A co z moją dzisiejszą wizją ? – przypomniałam sobie.
Śniło mi się, że się szykuję na ślub, to znaczy ja miałam wyjść za mąż, choć w tym śnie byłam dojrzałą kobietą. Miałam gdzieś jechać i wziąć ślub, tyle wiedziałam. W tym śnie wiedziałam też, że pana młodego nawet nie znam. W wizji kombinowałam więc cały czas jak tu się z tego wymigać. Czułam jednak obecność kogoś, kto mnie pilnował, żebym pojechała. No więc powoli, żeby przeciągać maksymalnie czas, ubierałam się w białą suknię. Powoli wsiadam do auta, ale uparłam się, że sama będę prowadzić. I tak bardzo nie chciałam jechać na swój własny ślub, że ledwo ruszyłam to wjechałam do rowu symulując wypadek. Sen mi się urywa, gdy komuś niewidzialnemu tłumaczę, że nie dojadę, ponieważ mam wypadek.
- Od rana analizowałam ten sen, ale stwierdziłam, że to jakaś głupota i zostawiłam to za sobą.
- Poślubisz nowy początek, nowy temat.
- Ale ja tego nie chciałam w tej wizji.
- Bo tak lubisz to co się toczy – … czyli nasze kawki, rozmowy, pisanie.
- Ale w tym śnie nie wyszłam za mąż, czyli nie poślubię nowego początku – upieram się.
- Jeszcze.
- ……. – czy to nie „ślub” na siłę? Czy ktoś w takim związku może być szczęśliwy?
- Ciekawe co Pan Bóg nam szykuje jeszcze, co z nami zrobi… – Piotr się zamyślił.
- Z wami ? Ze światem !
Spojrzeliśmy na siebie ciężkim wzrokiem. Nie wiem jak Piotr, ale czy to dzieje się naprawdę?… Pytam siebie teraz.
- Przedwczoraj miałem wizję.
- Zobaczyłem synagogę na łapach, która idzie do Polski. Zburzyłem ją. Zrobiłbym z tym porządek, ale nie wolno mi.
- Ciekawa wizja – pomyślałam. Spór z Izraelem odnośnie obciążenia Polski holocaustem się zaostrza.
- To już wiesz co ci nie wolno
- ……. – to już sprawa tej wagi, która należy do Ojca.
- Jak może ktoś przyjść i spytać, czy jestem tym…, wiesz… To się w pale nie mieści ! – Piotr wybucha rozkładając bezradnie ręce. Przyznaję mu rację, sama się dziwię.
- Ojciec kazał mi spojrzeć na tego faceta – Piotr pokazał ręką na mężczyznę, który prowadził niewidomego chłopaka.
- Tak Ja przyprowadzę ślepego do ciebie.
- Niesamowite… – … muszę przyznać.
- Czy to coś zmieni jak ktoś się dowie ?
- Mały kamyk uruchomi lawinę i poruszenie całej skały.
- Sam masz nie mówić z imienia kim jesteś, ale jak cię zapytają z imienia kim jesteś, to powiesz kim jesteś.
- Ehue ana.
- …….
- Może to o ciebie chodzi, nie o mnie ! – Piotr chce przerzucić ten ciężar na mnie.
- Ooooo, na pewno nie. A jakie imiona miałam na ziemi wcześniej ?
- Bałem się tego rozwiązania worka.
- ……. – zaczęłam się śmiać. Rozwiązany worek to znaczy setki moich pytań…
Wieczorem. Piotr odprawił swoje egzorcyzmy w ciągu kilkunastu minut, ale zanim to zrobił…
- Usiadłem w pokoju i się zamyśliłem. Moi ludzie dali mi tyle problemów dzisiaj, że miałem ich serdecznie dosyć i chciałem być sam. Zapatrzyłem się w okno i wtedy usłyszałem…
- Mały, mam wszystko pod kontrolą.
- Cudownie… Z Ojcem nie zginiesz – wzruszyłam się.