16. 04. 20 r. Warszawa.
Siedzimy na domowej kawie. Bardzo wczesny poranek i wczesne informacje o wirusie.
- Ja nie wiem … Ale jak Ojciec powiedział, że będzie coś co przyćmi wirusa … to masakra … – wzdycham ciężko.
- Hmm … Widzę w stajni tylko dwa konie. Tego drugiego już nie ma …
- ……… – wyprostowałam się gwałtownie. Widzenia Piotra o koniach jak dotąd są zaskakująco bardzo trafne.
- Oj wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani … – zacytował Ojciec.
- A te śmieci będą przed wojną ?
- Będą wtedy, kiedy trzeba.
- Akurat tu dostałaś przesłanie. Będziesz w puchu … – czyli bezpieczna.
- Pamiętaj, coś przyćmi wirusa …
- Hmm… Za twojego życia to będzie ? – pytam Piotra.
- Wiesz przecież kiedy się wszystko ruszy.
- Hmm … kiedy wrócisz do Domu ?
Zagadka za zagadką. Koń wojny wyruszył, ale mam być bezpieczna i mam wydać książkę. Coś przyćmi wirusa, ale to wcale nie musi być wojna …
Wieczorem.
- Wyobrażasz sobie ? Zadzwonił po trzech latach, bo mu się przyśniłem ! – Piotr wraca do wczorajszej rozmowy.
- Ważną rzecz ci przekazał. Jesteś na ostatniej prostej do Domu – smutno mi się zrobiło.
- Widzisz ? Sama to zrozumiałaś.
- …….. – kiwam głową. Zrozumienie wymaga po prostu czasu.
- Tak dowiesz się wszystkiego o białym koniu.
Ojciec otrzeźwił mnie w sekundę. Jeździec na białym koniu z rózgą w ręku to znowu dla mnie niewiadoma. Kiedy miałam już wydawało się wszystkie odpowiedzi …
- Mój Syn nadejdzie w chwale. czy sądzisz, że mógłby to zrobić ? - Chrystus nadejdzie, ale nadejdzie w chwale. - Mój Syn nadejdzie w chwale, ale porządek kto inny zrobi. - Za mało wycierpiał ? - Już wiesz kto ? Być brutalnym... Chrystus ? http://rozmowyzniebem.pl/wp/2020/05/28/zarty-sie-skonczyly/
…. podczas ponownego czytania mojego dziennika natrafiam na to zdanie.
- Wkrótce przybędę na białym koniu. - Kiedy to będzie ? – Piotr zaczął rozmawiać. - Wkrótce. Przybędę na białym koniu. http://rozmowyzniebem.pl/wp/2018/08/29/wkrotce-przybede-na-bialym-koniu/
Jak to połączyć ?
Siedzimy w ciszy. Choć Ojciec powiedział, że nie zachorujemy, to jednak zaczynam się bać.
- Ojcze, mam nadzieję, że nas uchronisz przed wirusem.
- Ja też mam nadzieję, że Mi się uda.
- ………. – śmiech.
- Skończyły nam się te kawy, skończyły rozmowy.
- Rozochociłaś się, co ?
- Szkoda, że to tak …
- Dobrze przetrawiłaś to co dostałaś ?
Pytanie mnie zaskoczyło, ale po chwili już wiedziałam. Nadal pracuję nad dziennikiem i znaczenie niektórych słów i zdań, które tam padły odkrywam zupełnie na nowo. Stają się zrozumiałe dopiero dzisiaj i wtedy doznaję olśnienia. Ojciec chce powiedzieć, że jeszcze wszystkiego dobrze nie przetrawiłam co do tej pory dostałam, a użalam się nad tym czego nie dostałam.
- Coś taka smutna ? Kawy ci brakuje ?
- Hmm …
- Jeszcze się napijesz.
- Przypominam ci, że chodziłaś w lakierkach w galerii.
- Czyli wirus jakoś trochę ucichnie ?
- Dobrze dopowiedziałaś, jakoś.
Piotr po egzorcyzmach powiedział coś zaskakującego.
- Ojciec powiedział mi, że ten twój kwiat banzai usechł, bo źle skierowałem energię. Gdy wywalałem gacki, to kierowałem tą energię w okno, a tam stoi twój kwiat. On przejął tą energię i zdechł.
W pierwszej chwili pomyślałam, że żartuje. Ale rzeczywiście to musi być prawda. Moje drzewko banzai, które mam od 23 lat w niezmienionej formie nagle, gwałtownie zaczęło tracić liście. Myślałam, że uschło ze starości, a tu taka niespodzianka. Ciekawa informacja.
17. 04. 20 r. Warszawa.
Poczytałam sobie wczoraj przepowiednie pewnego księdza. Michela Rodrigue. https://www.countdowntothekingdom.com/pl/dlaczego-fr-Michel-Rodrigue/ I jak zwykle znowu pojawiają się pytania …
- Ojcze, ten ksiądz mówi wiele prawdy, ale od dawna nawołuje do gromadzenia zapasów i że wojna wybuchnie od Korei, a my mamy inne informacje, że Korea się nie liczy … Dlaczego są takie rozbieżności ?
- Zapominasz o tej drugiej stronie, ciągle miesza.
- Hmm … To co ja tu spisuję uznają za herezje wszyscy.
- Poczekaj na pieczęć.
- Twoje pismo będzie przypieczętowane.
- Słyszę …
- Kanclerz Niebios …
- Zobaczyłem jak ktoś pieczęć przystawia.
- Oooook, ale przecież to nie dosłownie – mówię z żalem.
Wczoraj w dzienniku przeczytałam także …
- Nie wiesz co znaczy fala. Będziesz poza zasięgiem. - A jak długo ma to potrwać ? Ta fala ? - 3 lata. - Co ?!!! – wyrwało mi się, ponieważ byłam naprawdę zaskoczona. Prędzej spodziewałam się odpowiedzi w stylu; „tyle, ile trzeba”, a nie konkretnej cyfry. http://rozmowyzniebem.pl/wp/2020/04/18/nowy-swiat-jest-doskonaly/
- Homiel, te 3 lata są aktualne ?
- …….. – Piotr nie zastanawiając się puścił mi porozumiewawczo oko, tak jak uczynił to Ojciec w wizji o chlebach.
- Co robię, to robię bezwiednie… usłyszałem.
- Czyli puściłeś oko jak Ojciec ? – roześmiałam się.
Ten gest uznałam za potwierdzenie.
18. 04. 20 r. Warszawa.
Nie tylko pandemia, ale i susza nam zagraża.
- Zajmij się tym – ponaglam Piotra.
- Od jutro zaczynam.
- Obiecujesz ?
- Obiecuję.
- Bądźmy spokojni, szykujmy kajaki ! – zażartował Ojciec, bo cóż może zrobić Piotr bez Ojca.
Od kilku lat zanoszę pod krzyż kwiaty. Wirus, nie wirus postanowiłam robić tak dalej. Wczoraj zdarzyło mi się, że gdy przyszłam, to drzwi do kościoła były zamknięte. Dzisiaj to samo. Kupiłam kwiaty, poszliśmy razem, a tu zamknięte. Nie wiedząc co zrobić z kwiatami po prostu położyłam je pod krzyżem stojącym przed kościołem.
- Oni na pewno to widzą – pociesza mnie Piotr.
- Podziękuj jej za kwiaty. Wytrwała jest.
Po egzorcyzmach.
- Podczas modlitwy pytałem o wirusa, czy można się nim już zająć. Ojciec pokazał mi jak hydra podnosi głowę, a to znaczy, że jeśli tylko wirus zaprzestanie działać, to wszystko się znowu zacznie, co złe.
- Ojciec powiedział, że w każdej sekundzie jesteśmy słuchani, tak więc uważaj ! – pogroził mi palcem żartobliwie …
- I co jeszcze powiedział ? – pytam.
- Nic.
- Ty ! Nie bądź taka zakała, że zachowujesz wszystko dla siebie… !!! – zdenerwował mnie.
- I po co ja zacząłem mówić … !
- Boś głupi.
- ……….. – roześmiałam się.
I tak właśnie wyglądają nasze codzienne rozmowy.
Ciekawy wpis na messing (Nautilius):
„Powtarzam, że najważniejsze jest to , żeby zaufać. Zaufać, że wszystko co się wydarza jest właściwe i w odpowiednim czasie. Wzmacnia Was.
Płyńcie z prądem przemian. Z otwartym sercem. NA FALI. A nie pod prąd.
Odkrywajcie prawdę.”
Całość tutaj:
http://www.messing.org.pl/artykuly,2994,obecna-pandemia-pomaga–list-od-naszego-jasnowidza-z-projektu.html
Bardzo ciekawe. Dziękuję Stefan.
Pani Olu, prosimy o komentarz do słów jasnowidza Anny.
Ps.
Kiedyś zapadły mi w pamięci słowa Maryi z Medjugorje, że gdy przystępuje się do porządków to najpierw robi się w domu bałagan, rozgardiasz a potem powoli wyłania się kierunek zmian i zaczyna się robić ładnie i czysto…
Przywracanie porządku to właśnie ma miejsce obecnie na świecie.
Ojciec robi porządki.
Sprzątanie za swoje dzieci.
Często to robię także jako rodzic ale efekty nie są długofalowe niestety.
Nie jestem w stanie potwierdzić w szczegółach jej wizji, to znaczy, czy będzie to trwało 10 lat, zanik granic, światowy rząd itd. Takich informacji nie otrzymujemy.
Nie śledzę tej strony zbyt często, ale trzeba by było sprawdzić prognozy p. Anny wcześniejsze, aby zweryfikować na ile się sprawdzają.
Jednak dzisiaj dostaliśmy inf. , że pojawi sie dodatkowo cos „w typie dżumy”. Dosłowne słowa. Nie jesteśmy pewni, czy chodzi o chorobę bakteryjną, czy większą umieralność.
Kiedy sie tylko zamartwiam oglądając TV Ojciec mnie pyta za każdym razem, czy to co jest teraz powstrzyma ich. (panią Lempart). I tłumaczy, że musi być mocniejsze uderzenie. Za każdym razem przyznaję Mu rację. Nie ma innej drogi.
Kiedy przeczytałem o czymś „w typie dżumy” od razu przypomniała mi się świetna książka dwójki bodajże brytyjskich biologów (Christopher Duncan, Scott Susan) pt. „Czarna śmierć”. Jest to swoiste dochodzenie na podstawie źródeł historycznych na temat epidemii, która przez 300 lat (XIV-XVII w.) pustoszyła Europę i powszechnie jest uważana za dżumę. Otóż zdaniem autorów była to zupełnie inna choroba, najprawdopodobniej wirusowa, być może spokrewniona z gorączkami krwotocznymi (umownie nazwali ją „dżumą krwotoczną”), o bardzo długim okresie inkubacji (do kilku tygodni, podczas których chory zarażał, ale jeszcze nie miał objawów), krótkim i gwałtownym okresie objawowym, w przygniatającej części kończącej się śmiercią. Zagadkowa jest nie tylko sama choroba, ale też jej nagłe zniknięcie. Pamiętam, że czytając przytoczoną powyżej książkę pomyślałem, że gdyby podobna choroba pojawiła się w dzisiejszych czasach, to unicestwiłaby znaczą część ludzkości, zanim byśmy zorientowali się z czym mamy do czynienia. A następnie spowodowałaby skrajne reakcje tych, co przeżyli (historycznie: część ludzi szukała wówczas oparcia w Bogu, inni starali się o jak najwięcej doznań nim nastanie nieuchronnych koniec; jedni walczyli o przetrwanie za wszelką cenę, inni zachowali człowieczeństwo do końca). Jakby nie patrzeć, przerażająca wizja. Ale faktycznie COVID-19 jest chyba za słaby na nasze „lemparcice”…
„w typie dżumy”.
Jedna z ostatnich tablic, gdzie Glazerson mówi o nowej chorobie; trąd.
https://www.youtube.com/watch?v=D_kwPlHAAPs
Dziękujemy, rzeczywiście suszy nie było, choć w kwietniu zapowiadało się dramatycznie :)!
Za tydzień powinno być dużo chłodniej. A jak dobrze pójdzie to i mały mrozik. 🙂