28. 08. 17 r. Warszawa.
Jechaliśmy do Kazimierza Dolnego …
- Dzisiaj, gdy się modliłem; Ty, który rządzisz w nieomylny sposób całym wszechświatem… usłyszałem…
- Nieomylny ? A mówiłeś, że zakład wygrasz.
- ……. – zaczęłam się śmiać przypominając sobie wczorajszą rozmowę. Była cudowna pod każdym względem.
- Widzę teraz Edzia, ma kilka psów koło siebie. ..
- A ja się tak śmierci bałem … Mówi…
- Dziwne … Przebierają go w białe ciuchy … – Piotr zapatrzył się przed siebie jednocześnie prowadząc samochód.
- ??? Ledwo umarł i już go przebierają ? – spytałam.
- Nie tak ledwo, minął prawie miesiąc.
- Rany! Jak czas szybko leci … – pomyślałam.
- W białe rzeczy? A to ciekawe… To może dlatego, gdy niektórzy widzą swoich bliskich w białych szatach to mówią, że są aniołami. .. Homiel, Edziu będzie aniołem ?
- Dobrym duchem.
- Czyli, aniołem ? – pytam jeszcze raz, żeby zrozumieć lepiej.
- Nie, opiekunem. To będzie rewelacyjny opiekun, bardzo dbały.
- To ludzie stają się aniołami, czy nie ?
- Jak chcesz zobaczyć anioła, spójrzcie na siebie.
- …….. – i spojrzeliśmy.
- Ty, Homiel ! Jesteś super anioł – Piotr zaczął się podlizywać.
- Willkomen.
Wlekliśmy się przez jakiś czas za wolno jadącym autem, który prowadził starszy na pierwszy rzut oka mężczyzna.
- Ale ten dziadek jedzie ! – Piotr się zniecierpliwił.
- Ten dziadek jest niewiele starszy do ciebie. Tylko siwej bródki nie masz.
- Mam po bokach, ale krótkie, dlatego nie widać.
- Te nędzne resztki ? – zaśmiał się Homiel za karę.
- Ale jesteś !
- A ty ?!
- …….. – śmieję się na głos … Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie…
- Co to będzie Homiel ? – Piotr chciał zmienić temat orientując się w porę, że z Nim nie wygra. Homiel punktuje każdy błąd.
- …. W wizji, gdy zobaczyłem falę, to bardzo szybko znalazłem się na jej szczycie… – przypomniał sobie.
- Zobaczyłem wielką falę, zdziwiłem się, że taka wielka i nagle byłem na jej szczycie. Nie wiadomo skąd się tam wziąłem. Zacząłem płynąć po jej tafli i czułem się tak, jakbym serfował... Fajnie mi było... Potem fala wyrzuciła mnie w powietrze wysoko i straciłem świadomość, jakby mnie nie było... Doszedłem do siebie na brzegu lądu, klęczałem na kolanach na kamieniach, w oddali zobaczyłem dwie kobiety, ale one nie zwracały na mnie uwagi, były jakby w negatywie zdjęcia... http://rozmowyzniebem.pl/wp/2017/11/22/nauka-nie-ma-konca/
- To znaczy, że od zobaczenia do skoku będzie krótko … Jakie wydarzenie powiążesz z zobaczeniem fali? – pytam.
- Na prochach Edwarda wypowiedziałeś słowa.
- Tak zobaczyłeś falę.
- …???! …. – czyli to był początek ?
- No to już niedługo… – westchnął Piotr.
- Czy boisz się poznać siebie samego ?
- Bez przerwy miałeś kontakt z Nami, abyś nie przeżył szoku.
- Prawdziwe imię nie z tego świata jest.
- …….. – Piotr spojrzał na mnie ciężkim wzrokiem. Zna swoje imię, ale trudno mu zaakceptować to, co się z tym imieniem wiąże.
- Mały, szykuj się do drogi.
- Już ? – spytałam i zrozumiałam, że cały czas z Ojcem rozmawiamy.
- Dopiero.
- Czy daleko będę leciał ?
- Na drugą stronę – czy Ojciec mówi o… Niebie ?
- … ? To daleko ?
- Z jednej strony daleko, z drugiej strony na wyciągnięcie ręki – to prawda, dla niektórych Niebo jest na wyciągnięcie ręki, ale dla niektórych jest nieosiągalne.
- A kiedy ?
- Jedni do szkoły, a ty wiesz dokąd.
- Jedni uczyć się dalej, a Piotr do Domu … – pomyślałam.
- Ale co to znaczy ? … Że umrze ?! – pomyślałam dalej.
W klasztorze zwyczajowo odwiedziliśmy naszą kaplicę, a potem odszukaliśmy krzyż z figurą drewnianego Chrystusa, którego twarz wydaje się wyjątkowo męczeńska. Idąc śladami Piotra i ja pogładziłam Jezusa po twarzy nieoczekiwanie wyczuwając pod palcami Jego usta. Tak mnie to zaskoczyło, że ze wzruszenia ścisnęło mnie za gardło.
Wychodząc z klasztoru Piotr zaczął mi szeptać…
-
Widzisz tę figurę ?
- Aha …
- Ojciec powiedział…
- Zobacz, na tej rzeźbie mam tyle włosów co ty. Coś nas łączy … I się śmieje.
- ……. – ja też się śmieję. Ojciec ma niesamowite poczucie humoru.
Wracając do Warszawy wróciliśmy także do rozmowy …
- Ojcze, to co się stanie ze mną ?
- Mały, kawy się napijesz, przecież lubisz kawę.
- Zobaczysz, co znaczy dobrze zaparzona kawa.
„Kawa” to symbol spotkania, rozmowy.
Dojechaliśmy do domu zmęczeni. Padliśmy oboje na kanapę.
- Po co masz iść na kawę ? Po co to wasze spotkanie ? To jest zagadka ! – pytam.
- Hmm… Może chodzi o iskrę, o której mówiła Faustyna ?
- Tego nie wiesz ! – reaguję natychmiast.
- Nie lekceważ Piotra.
- Uważasz, że on jest nikim, a My wszystko.
- Nawet nie wiesz jak się mylisz.
- …….. – przyznam, że mnie zamurowało.
- Naprawdę ? – Piotr zdziwiony.
- Reperuję twoją reputację – i roześmiał się, a mi zrobiło się naprawdę głupio. Rzeczywiście, ostatnio dla mnie było ważniejsze nie, co mówi Piotr, ale co mówi Niebo.
- Po prostu … Piotr czasami się myli – zaczynam się plątać.
- A ja muszę być pewna, co piszę.
- Gdybyś wiedziała, to byś inaczej mówiła.
- Zabierają ci, co twoje, ale nie martw się, wszystko odzyskasz – Ojciec zwraca się do Piotra.
- …. Iza mówi językiem tak … rozmodlonym, może ja też tak powinnam ? – przypomniałam sobie o mailach Izabeli.
- Ona pisze językiem bogobojnym i ją rozumieją ci, których nie trzeba już prowadzić.
- Jej słownictwo przychodzi samo, czy tego się trzeba nauczyć ? Pytam, bo ja musiałabym to wklepać na pamięć – przyznaję szczerze.
- Samo.
- Hmm … – jak to możliwe, że przychodzi jej to tak zaskakująco normalnie, jakby jedną nogą była ciągle w Niebie ?
- Gdy Piotr „odleci”, to mam wołać pogotowie ? Co mam robić ?
- Och te wasze teorie. Jedna sekunda tu, to tam 100 lat. I odwrotnie.
- ……. – zapadliśmy w zadumę nad tym wszystkim.
- Co poczułaś jak dotknęłaś ust Mego Syna ?
- … ???… – ramiona mi opadły z wrażenia.
- Żałość, wzruszenie … – zabrakło mi odwagi, by powiedzieć głośno … miłość.
29. 08. 17 r. Warszawa.
Piotr wrócił z pracy w wojowniczym nastroju. Zerkał tylko na mnie spode łba, a ja czekałam cierpliwie na rozwój sytuacji.
- Bóg Ojciec powiedział, że jest mną rozczarowany.
- Za co ?
- Za zakład. Powiedział …
- Bądź sobą, bądź jak skała, jeśli jesteś czegoś pewny.
- Aaa … Czyli powinieneś do końca optować za swoim ?
- Wahałem się ze strachu.
- Dlatego przegrałeś – powiedział teraz.
- Głupi jestem Ojcze.
- Nie chcę, byś uważał siebie za głupiego, tylko za niepewnego.
- Uważam, że nie daję rady z tymi… zawiłościami – Piotr szczerze rozkłada bezradnie ręce.
- Celna uwaga, ale to My tworzymy te zawiłości.
- A więc zakład podtrzymujesz ?
- Tak.
Dopisane 25. 04. 2018 r.
Och te wasze teorie. Jedna sekunda tu, to tam 100 lat. I odwrotnie – im więcej wiemy, tym bardziej zapadamy w zadumę. Gdy zaczynamy dostrzegać jak nieprawdopodobnie mądry jest Bóg Ojciec, tym trudniej znaleźć nam odpowiednie słowo, by wyrazić nasz podziw. Bardzo trafnie opisała to również Aniela Salawa.