29. 12. 17 r. Szczecin.
Piotr wyjechał na jeden dzień do Warszawy i wrócił samolotem dnia następnego. Odebrałam go z lotniska w Goleniowie i wpadliśmy na pomysł, aby pojechać nie do Szczecina, a prosto do Międzyzdrojów. Taki krótki, nieoczekiwany wypad po świeże powietrze. Przyda się, ponieważ po kilka minutach w zamkniętym samochodzie czuję nosem, że Piotr jest mocno spocony.
- Spociłeś się ?
- Tak trzęsło w samolocie, że się spociłem… Z nerwów. Żałowałem, że nie mam skrzydeł.
- Dałbym ci swoje.
- ….. – uśmiechnęłam się, że się odezwał.
- Homiel pomógł mi w sprawach finansowych. Miałem zagwozdkę jak załatwić księgowo kilka spraw i pokazał mi obraz, co mam zrobić.
- A widzisz ! Jednak zna się na ekonomii ! – ucieszyłam się.
- Ekonomista i zna się na cudach !
- Tak wiele Ci zawdzięczam Homiel !
- Wszystko.
- Jak jesteś taki rozmowny, to mam pytanie… – zaczęłam.
- Wskrzeszenie Łazarza. To wydarzenie opisuje tylko Jan. Dlaczego nie opisują go inni apostołowie ? Przecież to jest tak ważne wydarzenie, że to niemożliwe, aby o tym zapomnieli. Przecież to wydarzenie świadczy o boskości Jezusa ! – nie daje mi to spokoju od kilku dni.
- Co do Łazarza… Dam ci odpowiedź później. Muszę to przemyśleć.
- Przemyśleć ???!!! – i dało mi to do myślenia. Przecież odpowiedź powinna być prosta; tak albo nie.
- Ale powiesz ?
- Miej nadzieję. Nadzieja umiera ostatnia.
- … W samolocie była stewardessa – zaczął Piotr po jakimś czasie.
- Miała z 50 lat. Była bardzo miła, ciągle się na mnie patrzyła i uśmiechała. Czułem do niej jakąś sympatię. Wytłumacz mi to !
- Ty się mnie nie pytaj, niech ci Homiel wytłumaczy.
- Podróże dusz.
- Ale pięknie ci to powiedział … Musiałeś ją już znać z… kiedyś.
- To było coś ważnego?
- Nie, ale życzliwego i to dwa razy.
Dojechaliśmy do Międzyzdrojów, a tam pusto prawie i bardzo zimno. Zeszliśmy na plażę i postaliśmy chwilę nad morzem.
- Pojedziemy w przyszłym roku na plażę ?
- Na jaką plażę ?!
- Jak to ? Nie pojedziemy ?
- Nie.
- A ja pojadę ! – Piotr na przekór.
- To ty jedź, a Ja zostanę.
- A w góry w takim razie ? – pytam.
- Nie.
- To co będziemy robić ? W kościele spać ?
- Kościół to wy.
- Uważam, że nie masz racji. Mam rację ?
- Niestety tak. Niestety, bo nie lubię się z tobą kłócić.
Wieczorem.
Skończyłam definitywnie czytać „Świadectwo” A. Lenczewskiej. Trwało to kilka miesięcy, ale czytałam powoli kilka kartek co kilka dni. To lektura na powolne trawienie i to w pełnym spokoju. Na koniec zaskoczyło mnie kilka rzeczy…
- Lenczewskiej Jezus powiedział jak będzie nazywać się jej książka. Ja też dostałam już takie wytyczne…
- Ta książka to będzie twoje trzecie dziecko.
- Hmm.. A nie jestem za głupia na to ? Jej książka jest bardzo… akuratna. Taka, jaka powinna być… Poważna.
- Zadajesz irracjonalne pytanie.
Długo się zastanawiałam, czy zapytać. Miałam pewne podejrzenia, ale obawiałam się odpowiedzi.
- Jezus powiedział, że Lenczewska utorowała komuś drogę – pytam powoli, bo ogarnęło mnie przedziwne uczucie czytając te słowa. Wszystkie włoski na skórze stanęły mi dęba.
- Czy ci ta książka pomogła ?
- Bardzo.
- Przejęłaś po niej pałeczkę. To ty dobiegniesz do mety.
- ??? !!! Jesus Christ … – nie wiedziałam co powiedzieć …
- A medal dostanie ? – pyta Piotr żartem.
- Złoty ? Jak złoty to może sobie Audi kupi ?
- ……. – żartowali, a ja ciągle byłam skołowana.
- Jezus powiedział, że wybrał Lenczewską przed wiekami …
- Wielu ją czytało, ale to ty zbierasz żniwa.
- ….. Pokazał jak ugniatasz ciasto, wkładasz do pieca i rośnie chleb …
- To może być prawda – przyznaję po chwili.
Od pierwszej kartki wiedziałam, że to dla mnie bezcenne źródło. Rozkładałam jej dzienniki na czynniki pierwsze, każde niemal słowo i chyba nikt nie porównał jej tekstów do przesłania z Fatimy… Bardzo mi Alicja Lenczewska pomogła. Właściwie wszystko czego się uczymy, jest potwierdzone także u niej, ale w inny sposób… Kiedy ja miałam wątpliwości w słowa, które słyszę, odpowiedzi odnajdowałam u Alicji. Dlatego tak wiele w moich tekstach jest fragmentów z jej rozmów. Mamy też coś wspólnego… Urodziła się w Warszawie, mieszkała w Szczecinie…
Dziwne… Po prostu wierzyć mi się nie chce… Mam jednak jeszcze jedną zagwozdkę…
- Jezus powiedział, że Moją małżonką będziesz... Jak to rozumieć ?
- Czy mąż karmi żonę ?
- Tak.
- Tak karmił ją wiedzą.
Te kilka słów wyjaśniły mi wszystkie moje wątpliwości co znaczy dla Chrystusa słowo „żona”. I co znaczy teraz ta rozmowa;
Pisałam na blogu Marii Magdalenie, zgłębiłam temat, tak jak kazał wcześniej mi Homiel. Miałam jednak ciągle wielkie wątpliwości. -Była żoną Jezusa, czy nie? -Była tą, z którą żył. -Ale czy była żoną? -Poślubiona, ale nie w takim sensie jak rozumiesz. -Dlaczego? -Był synem człowieczym. http://rozmowyzniebem.pl/wp/2017/05/12/jam-jest-ten-ktory-jestem/
Maria Magdalena nie miała ślubu, nie miała papierka potwierdzającego zaślubiny, ale na pewno była bardzo blisko z Jezusem i bliska Jemu sercu i pobierała od Niego nauki.
Dopisane 14. 09. 2018 r.
- Niestety tak. Niestety, bo nie lubię się z tobą kłócić – rzeczywiście nie udało nam się wyjechać nad morze w tym roku, ale właśnie wróciliśmy z gór (Ustroń), gdzie byliśmy aż … 3 dni, a tylko dlatego, że się uparłam jak nigdy.
- Podróże dusz – myślę, że każdy z nas przynajmniej raz w życiu doznało takiego uczucia, że zna kogoś od wieków, choć widzi go po raz pierwszy. To uczucie, które trudno wytłumaczyć, a które jest bardzo realne. Dlaczego tutaj spotkali się na chwilę? Kto wie, może po to, aby o tym napisać.
- Przejęłaś po niej pałeczkę. To ty dobiegniesz do mety – wydaje się to mega-nieprawdopodobne, ale to nie koniec podobnych niespodzianek. Jeszcze dwukrotnie będziemy bardzo zaskoczeni.
Wczoraj w TV oglądaliśmy informacje o rozprzestrzeniającej się niebezpiecznej bakterii (głównie w szpitalach) i pytam oczywiście Homiela, czy nakaz mycia rąk (które ogłaszał kilka miesięcy temu) nadal jest aktualne.
- Wtedy mówiłem, dzisiaj krzyczę.
A więc bardzo aktualne.