18. 04. 17 r. Warszawa.
Nie tylko my wracaliśmy do Warszawy ze świąt. Cały pociąg był pełen nieprzytomnych i śpiących ludzi, którzy musieli zdążyć na 5 rano. Piotr nie miał siły rozmawiać, ja nie miałam siły, a i sam Homiel milczał. Dopiero 15 minut przed dojazdem raptem się obudził.
- Wasz syn będzie miał syna …
- ?!!!
- Słyszę indago … Co to jest? – pyta mnie Piotr.
- Indygo !… Indygo… Dobrze to słyszysz ? – zaskoczył mnie kompletnie. Niewielu zna to słowo.
- No tak, będzie miał syna, to będzie ktoś !
- …. Homiel pokazał mi biegacza ze sztafetą…
- Aaaa … Przejmie pałeczkę po tobie ! – odkrywam znaczenie tego obrazu.
- Chyba tak, przejmie po mnie parę rzeczy.
- Nie parę, a dużo.
- A dlaczego indygo ? – dopytuję.
- Czy Pan Bóg ma się przed tobą wytłumaczyć ?
- No nie… – i strasznie głupio mi się zrobiło.
- Skąd ta nazwa ? … O to tylko mi chodziło … – próbuję się tłumaczyć.
- To wasza nazwa, nie Nasza.
- …….. – wiem co znaczy indygo, ale nie Piotr. Patrzy się na mnie wymownie i czeka na wyjaśnienia, ale na razie to bagatelizuję.
- Indygo, czyli będzie miał jakiś cel ? – myślę głośno.
- Zadajesz pytania infantylne.
- …… – no to już nie wiedziałam o co mam spytać.
- Na twojej glebie to wyrośnie – zwraca się do Piotra.
- Żeby ta ziemia była żyzna, do wzrostu musi się stać to, co się stanie.
Piotr nie zna pojęcia „indygo”, ale jeśli Homiel wykorzystał je w rozmowie to znaczy, że ta informacja była skierowana głównie do mnie. Szkoda, że musieliśmy przerwać naszą rozmowę, ale dojechaliśmy już do celu. Mimo zmęczenia poszliśmy jeszcze na kawę. Próbowałam kontynuować wątek „indygo”, ale Homiel najwyraźniej uznał, że dowiedziałam się wystarczająco dużo, bo nie podjął już tego tematu. Siedzieliśmy więc kilka minut w milczeniu …
- Widzę tego alabastrowego, który leży na sofie, czy kanapie … W pokoju Ojca …
- On nie może długo tak leżeć …
- … Pokazał jak ugina się materac i całe łóżko, tyle waży, bo jest wielki.
Piotr zatrzymał się w opisie i zapatrzył gdzieś przed siebie. Nachyla się do mnie …
- Widzę jak Homiel się przeciąga, jakby wstał dopiero co z łóżka i się cieszy …
- Z czego się cieszysz ?
- Brzask nadchodzący widzę – … i dalej się cieszy.
- … Pokazał jak palcem łapie promień słońca… – Piotr naśladuje Homiela.
- Dlaczego się nie odzywałeś przez parę godzin jazdy ? – pytam.
- ……… – przypomniał scenę z filmu „Miasto aniołów”.
- Tak czekałem na brzask …
- Brzask przejdzie w świt, a świt przejdzie w dzień.
- Co znaczy ten brzask ? – pytam.
- Zmiany, zmiany ! Wielkie jak katedra !
- ……. – Piotr się znowu nachyla do mnie.
- Nigdy Go takiego nie widziałem. Cały czas się cieszy, śmieje i tańczy …
- Hmm … – zaczęłam się zastanawiać. Przypomniały się Jego słowa, że nie może doczekać się kiedy wróci.
- On się cieszy, że wraca – mówię prawie pewna tego, co mówię.
- Wracam niedługo – przyznał.
- Jeśli wracasz niedługo … To nie będziesz z Piotrem do końca ? Wracacie razem ? – spytałam z duszą na ramieniu.
- To już nieuchronne.
- To nie jest odpowiedź.
- … Ciągle tańczy – mówi Piotr.
- Czegoś takiego jeszcze nie widziałem … – przygląda się temu ze zdziwieniem.
- Zmiany, Z M I A N Y !!! – prawie już krzyczy.
- …… – On się cieszy, a mnie skóra cierpnie ze strachu.
- Twój grubas się odezwał …
- Będzie mi ciebie brakowało…
Bardzo się wzruszyłam. Całą tą rozmową i tym, że mój Ochiel się odezwał, bo czyni to niezmiernie rzadko.
- Ale ta chwila będzie jeszcze trwała.
- Po długiej nocy będzie brzask, już tutaj nic nie zmienisz – Piotr ma już takie możliwości, że mógłby wtrącić się i co nie co namieszać.
- Ty byś dla żartu zamienił Venus z Ziemią …
- Gdybyś mógł i patrzył co się dzieje, a potem powiedział …, przepraszam.
- …… – uśmiechnęłam się, bo to prawda. Dać władzę Piotrusiowi, a urządzi ten świat po swojemu.
- A musisz odejść Homiel ? – pytam.
- Przyjdzie lepszy.
- A ten lepszy będzie rozmawiać ?
- To gaduła, nie nadążysz pisać, oby Piotr chciał gadać.
- Ktoś może być lepszy od Ciebie ?
- Wszyscy … Skromność przeze mnie przemawia.
- Czy ta zmiana jest konieczna ? – dopytuję dalej.
- Niezbędna.
- A mój Grubasek też się gdzieś wybiera ?
- Ani myśli bez ciebie. Chodzi jak przyklejony.
- Jak nazywać tego Nowego ?
- Homiel to imię obiegowe, powszechne.
Każdy następny to też Homiel – Domownik.
Wieczorem wróciliśmy do tego, co zdarzyło się zaledwie parę godzin temu.
- Nigdy nie widziałem Homiela tak radosnego – Piotr nadal był pod wrażeniem.
- Ciągle się cieszę.
Chciałam Go o coś spytać, ale zignorował moje pytanie.
- Teraz mam ćwiczenia … Latam, a dodatkowo cieszę się brzaskiem.
- …… – próbowałam to sobie wyobrazić.
- Słyszę szum Jego skrzydeł … Cieszy się, że odchodzi.
- Nie rozumiem … Jak anioł stróż może odejść !? – pytam bezradnie.
- Homiel to obiegowe imię – powtórzył.
- Ale to Ty jesteś z nim od urodzenia.
- A skąd wiesz ?
- Hmm… To ile Homiel-ów miał Piotr ?
- Hohoho … !
Zapadła cisza. Homiel jest dla nas za mądry, za bystry, by dać się złapać za słówka. Nigdy nie powiedział jak brzmi Jego prawdziwe imię. Zrozumiałam, że być może każdy Skrzydlaty w Niebie jest dla kogoś Homielem. Być może każdy człowiek i zawsze ma swojego Homiela.
Siedzieliśmy w ciszy oglądając TV. Piotr podniósł nagle wysoko głowę i oczy mu się zamydliły.
- Słyszę Ojca … Mówi do mnie …
- Taka jest kolej rzeczy.
- To jest czas, który nastanie przed twoim wybawieniem.
- Czy wrócę do Ciebie ?
- Nie wrócisz do Mnie dlatego, że prosisz, ale dlatego, że Ja tego chcę.
- Niewielu to pojmie.
- Jesteś gotowy do tego, co ma się stać.
- Ujrzysz prawdziwe światło i światy.
- Pozwolę ci zobaczyć.
- ….. Dostaniesz wielkie bezpieczeństwo, choć już tego aż tak nie pragniesz – powiedział bezpośrednio do mnie.
- Zobaczyłem Ojca jak siada przy łóżku tego alabastrowego, siada na krześle bez oparcia, gładzi go po policzku, po głowie …
- Masz ciężkie zadanie, ale nie jesteś ciężki, nie odciśniesz łóżka.
Piotr mówił tak szybko, że nie nadążyłam pisać słów.
- Dam ci możliwości, które przekroczą ludzkie wyobrażenie.
Dopisane 28. 11. 2017 r.
- Indygo… To wasza nazwa, nie nasza – słowo „indygo” jest dobrze znane w ezoteryce, a jak wiadomo stosunek Kościoła do ezoteryki jest absolutnie negatywny. Homiel mówiąc, że to wasza nazwa, nie Nasza chce jednak zwrócić uwagę na zjawisko, które według Niego nie jest jeszcze jednym mitem. Sami naukowcy przyznają, że na świecie rodzi się coraz więcej wrażliwych i uzdolnionych dzieci, ale przypisują to skutkom rozwoju cywilizacji. I tak to już jest… Jedni uważają to za normalność, drudzy szukają głębszego sensu.
Koncepcja „dzieci indygo” narodziła się w latach 70. w kręgach ezoteryków i zwolenników filozofii New Age. Opiera się ona na przeświadczeniu, że nasza planeta szykuje się do wejścia w Erę Wodnika: okres wielkich zmian i duchowej rewolucji. Jej zwiastunem ma być pokolenie dzieci o niezwykłych zdolnościach, które przychodzą na świat, by zmieniać go na lepsze.
Charakterystyczne dla dzieci indygo są szczególne cechy osobowościowe oraz niezwykły kolor ich aury – pola energetycznego, które zdaniem ezoteryków ma otaczać ludzki organizm i jest widoczne dla osób o szczególnych predyspozycjach.
Postacią, która spopularyzowała ten temat, była Nancy Ann Tappe (1931–2012) – synestetyczka dysponująca darem widzenia aury, która pisała, że pod koniec lat 60. zaczęła dostrzegać bijącą od niektórych dzieci energię w niespotykanym dotąd (niebieskofioletowym) kolorze indygo. W tamtych czasach dzieci indygo stanowiły rzadkość – dodawała Tappe, ale od połowy lat 80. zaczęło się ich rodzić coraz więcej, co – według niej – stanowiło realizację wielkiego kosmicznego planu, którego tajniki zgłębiała przez następnych 40 lat.
- Tak czekałem na brzask… brzask przejdzie w świt, a świt przejdzie w dzień.
34. Moje powtórne przyjście można porównać do powrotu pewnego człowieka, który wyjechał w podróż do innego kraju. Powyznaczał pracownikom ich zadania, stróżowi zaś przykazał czuwać aż do swego powrotu. 35. Bądźcie więc czujni! Nie wiecie przecież, kiedy przyjdę: wieczorem, o północy, o brzasku czy po wschodzie słońca. 36 Nie dopuśćcie, bym was zastał śpiących. 37. Czekajcie i bądźcie przygotowani – oto moje przykazanie dla wszystkich, którzy we Mnie wierzą.