20. 04. 14 r. Szczecin.
Wieczorem zadzwonił do Piotra jego pracownik. Wyjechał rano do Wrocławia z dostawą i miał przedziwne doświadczenie.
- Byłem w szoku, wyszedłem z auta i nie wierzyłem własnym oczom. Na telebimie na drodze wjazdowej do Wrocławia zobaczyłem wielki napis; mój nr samochodu i oczy, które na mnie patrzyły. Doznałem szoku. Rozglądałem się dookoła, bo myślałem, że jestem gdzieś nagrywany. Nie pomyślałem, aby zrobić zdjęcie.
Pracownik miał dostawę akurat do Służby Miejskiej i wykorzystując sytuację spytał tam po prostu, czy takie coś jest możliwe … Nie, nie jest możliwe.
Zdjęcie telebimu dwa dni później.
Kilka dni temu Piotr miał bardzo ciekawą wizję.
- Szliśmy razem z małym chłopcem, blondynkiem, po ubitej drodze. Ja trzymałem go za rękę z jednej strony, a ty z drugiej strony. W prawym ręku trzymam wiaderko, a w nim cały swój dobytek i dokumenty. Przed nami widzę stojącą wywrotkę, pełną śmieci, wielka góra śmieci na wozie była po tysiąc więcej warta niż to, co mam w wiaderku. Podeszliśmy do auta, które było włączone, przerzuciłem z wiaderka wszystko na pakę, wrzuciłem też tam ciebie, potem chciałem rzucić też chłopca, ale nie mogłem. Nie mogłem oderwać go od ziemi, a ponieważ do auta wsiadał właśnie kierowca (w niebieskiej koszuli)… to go zostawiłem. Wskoczyłem na pakę i usiadłem koło ciebie, nie chciałem zwracać uwagę na tego chłopca, patrzyłem wszędzie, byle nie na tego chłopca.
- On zaczął tak płakać, tak płakać, że go zostawiłem… Zdecydowałem się zeskoczyć. Kiedy wyskoczyłem, auto ruszyło. Darłem się do ciebie, byś zatrzymała kierowcę, a ty nic, patrzyłaś przed siebie zapatrzona. Byłem wkurzony na ciebie maksymalnie, bo na pace były moje dokumenty i pieniądze, darłem się ciągle, a ty nic… Odjechałaś, zostawiłaś mnie… Wziąłem chłopca za rękę i powiedziałem; chodź, idziemy.
Bardzo rozśmieszyło mnie to, że opowiadając Piotr był na mnie ciągle wściekły. A potem zamyśliłam się …
- Dlaczego właściwie to zobaczyłeś ? To, o co pytałeś ?
- Pytałem o naszą przyszłość.
I wtedy zamyśliłam się jeszcze raz… Prawdopodobnie Piotr stanie przed wyborem; ma wybrać albo materializm (ciężarówka pełna bogactwa), albo pomoc niewinnym ludziom lub duchowość (mały bezbronny chłopiec – blondynek). Tylko nie wiem jak to ma wyglądać. Ma zostawić firmę, mnie, rodzinę i iść na przykład do zakonu …? Jak Oni sobie to wyobrażają ? Spytałam Homiela, czy mam rację, czy dobrze interpretuję ten sen.
- Tych, co będą chorzy, będziesz leczył.
- Tym, co nie widzą, będziesz pokazywał.
- Tym, co stracili wiarę, będziesz dawał wiarę.
23. 04. 14 r. Warszawa.
Odkąd zaczęliśmy intensywnie rozmawiać z Homielem, Piotr bardzo chciał się dowiedzieć kim naprawdę kiedyś był. Już słyszeliśmy od osób trzecich, że kapłanem i także niemieckim żołnierzem w czasie II wojny kwiatowej, ale co na to Homiel, czyli Ten, który powinien wiedzieć najlepiej ?
To, co powiedział, przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Nie tylko potwierdził, ale też podał pewne dane, które zaczęłam natychmiast sprawdzać w Googlach. Zszokowało nas to, że to, co przekazał znalazłam w internecie. Podał dane osoby, która kiedyś żyła. Oboje staliśmy nad komputerem jak wryci w podłogę i czytaliśmy w ciszy raz po raz. W pewnej chwili nawet nie wiedziałam, czy to się dzieje naprawdę, bo to się nie mieściło w głowie. Piotr się bardzo zdenerwował.
I wtedy odezwał się Homiel.
- Będzie ci się wbrew pozorom trudniej z tym żyło.
- Czyż nie byleś prowadzony do domu ? – http://osaczenie.pl/wp/2016/04/16/nautilus/
- Ty wiesz kto to był, czyż nie kazano ci czekać w pokoju i dojść do siebie ?
- Więc niech się dzieje w pełnej świadomości.
- Czy naprawdę byłem taki zły ? – Piotr był zdziwiony faktem, że potem mógł zabijać (jako żołnierz).
- Straszny, nie walczyłeś przeciwko diabłom, walczyłeś przeciwko ludziom.
Piotr zaczął płakać (p.s. im więcej Piotr się dowiaduje, tym zdarza mu się to coraz częściej).
- Daj mi Boże czarnych, a sam z nimi zrobię porządek – powiedział na głos.
- Nie bądź taki pewny – odpowiedział szybko Homiel.
Te wszystkie wiadomości bardzo nas emocjonalnie zmęczyły, nie mogłam zasnąć i słyszałam za ścianą Piotra, który też kręcił się w łóżku. Godzina za godziną, a ja tylko myślałam, czy to prawda … Czy to się dzieje naprawdę.
- Boże, daj mi jakiś znak, że to jest prawda – poprosiłam w swoich myślach.
I wtedy zdarzyło się coś absolutnie niewiarygodnego…
Nie skończyłam słowa „prawda” … kiedy rozległ się w domu wielki huk. Trudno nawet opisać co to było. Pod moim łóżkiem na wysokości poduszki, czyli dokładnie pod moją głową usłyszałam jakby stukot setek kopyt wydobywający się prosto z podłogi. Nie spod podłogi, ale właśnie z podłogi, ze stropu podłogi. To było tak głośne, że aż zatrząsnął się cały dom, dwukondygnacyjna niewielka kamienica, w której mieszka może z 20 osób. Zastygłam w swoim łóżku i tylko zastanawiałam się, czy mi się to przewidziało. Po chwili Piotr wparował do pokoju …
- Słyszałaś to ?! Słyszałaś to ?! Co to było ? – pytał kompletnie zszokowany – Jakby dom się zatrząsnął i podniósł … Co to było ?! Trzęsienie ziemi ?!
- Nieeeee … Poprosiłam tylko o coś i dostałam odpowiedź – powiedziałam. Byłam zdziwiona, bo zamiast paniki poczułam …. spokój.
Ponieważ wszystko działo się w nocy, huk był przez to jeszcze bardziej odczuwalny niż za dnia. Jestem pewna, że słyszeli to także inni sąsiedzi, ponieważ oboje usłyszeliśmy ruch w kamienicy, otwierane okna, drzwi. Ludzie wychodzili na korytarz, schody, sprawdzali pewnie co się stało … A to tylko była bardzo konkretna Boża odpowiedź.
Kurcze … Nigdy tego nie zapomnę.