22. 09. 17 r. Warszawa.
Rano.
- Miałem niesamowitą wizję ! – Piotr podekscytowany.
- Kiedy się już obudziłem, miałem wizję. Widziałem Niebo, byłem w Niebie ! Widziałem jak przed tronem stoją szeregi aniołów ze skrzydłami, stali tak, jak się witało kiedyś cesarza w Rzymie. To był wielki plac, cały biało-złoty. Czekali na kogoś. Anioły śpiewały, na fanfarach trąbiły, były olbrzymie ! Zobaczyłem to i pomyślałem, że ta impreza to nie dla mnie, ja tego nie lubię. Skręciłem w bok i zobaczyłem mały sklepik, coś jak sklepik. Za ladą stał też anioł, wyglądał jak ten z filmu z Travoltą … Taki … cwaniak, brakowało mu tylko papierosa w ustach … Miałem takie wrażenie … Dałem mu monetę, żeby kupić oranżadę.
- Co za dziwna wizja … Myślę sobie … A on wziął tą monetę i zaczął obracać w palcach, jakby się nią bawił. Miedziana była, zwykła i pokazał mi ręką …
- Tam, za rogiem jest rzeczka i tam się napij.
- Poszedłem nad rzekę, ręką zebrałem trochę wody i napiłem się tylko łyka. I wtedy wyrosły mi skrzydła … Białe, wielkie, urosłem cały … Usiadłem nad tą rzeką, a wtedy obok mnie pojawił się starszy mężczyzna, też usiadł. Powiedział …
- Jedna chwila, druga chwila, trzecia chwila …
- Czwarta będzie wiecznością ze Mną.
- …. Hmm …. I to ci się śniło ? – pytam, gdy zamilkł.
- Nie, już się obudziłem, widziałem to na jawie … Jak dostałem skrzydła to bardzo urosłem.
- …. Żeby być dużym, trzeba być małym … usłyszałem teraz.
Ew. Mateusza; Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Wieczorem Piotr wrócił do swojej wizji.
- Wszystko zaczęło się od defilady … Białe konie, anioły wszędzie, kwiaty, śpiewy, nikt nie zwracał na mnie uwagi, jakbym był niewidzialny. Zostawiłem to towarzystwo, bo to nie było dla mnie. Zauważyłem w oddali budę i tam zajrzałem. Za ladą stał anioł – cwaniak, tak się zachowywał, ale czułem przez skórę, że to tylko pozory, że ma ogromną wiedzę, bo bacznie mi się przyglądał.
- Wiesz jak to z barmanami jest ? To najlepsi szpiedzy, wszystko wiedzą i widzą – śmieję się, ponieważ bardzo lubię Piotra sposób opisywania. Nie ma w tym patosu, ale normalność.
- Spytałem go, czy ma trochę oranżady i pokazałem mu monetę, spojrzał na nią ze znudzeniem, nie zrobiła na niego większego wrażenia.
- Tam masz rzeczkę, idź sobie i się napij.
- Może pomyślał, że mnie na oranżadę nie stać ? Woda w rzece była krystalicznie czysta. Napiłem się, urosły mi skrzydła, siadłem i przyszedł starszy mężczyzna na biało …
- …….. – Piotr zaciął się i oczy mu się zaszkliły.
- Teraz usłyszałem …
- Myślisz, że zapomniałem o tobie ?
- Nie odchodź od nich, dasz im radość.
- Zanim odejdziesz, daj im więcej siebie.
- Ale jak ?
- Bóg Ojciec zawsze był blisko ciebie, a ty się zbliżasz do Ojca.
- Tam gdzie ty pójdziesz, niewielu idzie.
- … A możesz konkretniej ? –
- …………- i prawie zemdlałam teraz, bo może nie zdaje sobie sprawy, że z Ojcem rozmawia ?
- To jest konkretnie.
- Tylko Ojciec decyduje kto tam wejdzie.
- A ponoć Homiel i Ojciec to jedno – Piotr do mnie.
- Zapomniałeś, że Ojciec jest wszechobecny ?
- … ???!!! ….
- Jest jednym.
- Tak jak ty prezesem, wiceprezesem, handlowcem.
- …….. – wybuchnęliśmy śmiechem.
Piotr ma trzy wizytówki. Gdy spotyka się z handlowcem, daje wizytówkę handlowca, by go od razu nie peszyć. Kiedy spotyka się z prezesem, daje czasami wizytówkę wice-prezesa. Dlaczego ? Ponieważ czasami potrzebuje więcej czasu na podjęcie decyzji i mawia wtedy, że musi skonsultować się ze swoim szefem. W przeciwieństwie do wielu Piotr nie choruje na władzę, ani zaszczyty. Jest skoncentrowany na załatwianie danej sprawy, a takie proste rozwiązania bardzo mu w tym pomagają.
- Tak Ojciec jest Homielem i tym, który przychodzi do Oli.
23. 09. 17 r. Warszawa.
Rano pojechaliśmy do „naszego krzyża”. Zanim weszliśmy, Piotr wcisnął mi do dłoni 2 zł, bo nie miałam nic. Sobie pozostawił 10 zł. W sobotę, w taki dzień jak dzisiaj pełnym deszczu do katedry idą ci, którzy tego naprawdę pragną, więc poza zawodowo żebrzącą sympatyczną cyganką, w kościele byliśmy właściwie sami. Nie wiem na co liczyła cyganka, jednak siedziała w tym deszczu przed kościołem i to z małym dzieckiem na ręku. Żałość człowieka brała. Stanęliśmy pod „naszym krzyżem”, a pod krzyżem prawdziwy ogród. Nasze cztery wiecznie „żywe” kwiaty stały tuż pod stopami Jezusa.
- Jezus mówi do mnie … – zaczyna szeptać mi do ucha.
- Ile dasz ?
- Wiem co chcesz powiedzieć – wzdycha Piotr.
- Widzisz ? Wszystkie twoje kwiatki są przy Mnie.
- Ja pomyślałem o was, a ty o Mnie.
- ……… – Piotr znowu wzdycha.
- Oddaj mi te dwa złote, dam ci moje 10 – … znowu szepcze i sięga do swojej kieszeni.
W aucie zaczął tłumaczyć.
- Gdy mi powiedział Ile dasz, pokazał mi, że wczoraj zamówiłem paczki z orzechami.
- To ile w końcu dałeś ?
- Oddałem wszystko, co miałem.
- Taaak ? Czyli ile ? 2 zł ?
- ……… – Piotr zaczął gryźć własny język.
- Miałem schowane jeszcze 50 zł – mówi cicho i robi przy tym taką minę, jakby miał się zaraz rozpłakać.
Nie dałam rady dalej utrzymać pełnej powagi, bo widząc jego grymas wielkiej żałości zaczęłam histerycznie się śmiać. Dał, owszem, ale ile to go musiało kosztować !!! Piotr chętnie daje, ale daje tym, którzy uczciwie pracują, a czy cyganka pracuje, czy już naciąga ? Tej tajemnicy jeszcze nie odgadł.
- Zwycięstwo było niezłe, bo dałeś po cichu – czyli nie chwalił się, że dał.
- Zdałeś dzisiaj egzamin, oddałeś wszystko, co masz.
Pojechaliśmy na kawę. Piotr zaczął podsumowywać cały swój ubiegły tydzień, który był wyjątkowo ciężki.
- Same problemy, wszędzie kłopoty, gacki działają na całego.
- Ty wybrałeś to pole bitwy.
- Zanim wybrałeś się w podroż, miałeś wybór.
- Powiedziałeś, że Ojcu na tym zależy.
- ……… – ucichliśmy na moment przypominając sobie…
- Usłyszałem coś niesamowitego… Zobaczyłem scenę. Widzę Ojca i aniołów, którzy stoją wokół Niego. To cała grupa aniołów, są wysocy i mają po 4 metry, ja stoję za Ojcem, jakby w cieniu i jestem najmniejszy. Bóg pyta ich… - A któż pójdzie do tego świata? - Widzę, że każdy udaje, że ogląda swoje buty, mają schylone głowy i udają, że nie słyszą, po prostu nikt nie chciał iść. Wtedy ja się wychyliłem i powiedziałem… - Oto jestem. - Ty…? - Ojciec był zaskoczony i zdziwiony, że taka miernota się zgłosiła, tak mi się wydawało… - Więc idź. http://rozmowyzniebem.pl/wp/2017/11/02/kiedy-pozadliwosc-oczu-jest-wielka-wtedy-twoja-wiara-jest-zadna/
Nieco później w jakieś gazecie natrafiłam na ten tekst.
Ks. Izajasza; I usłyszałem głos Pana mówiącego: Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł? Odpowiedziałem: Oto ja, poślij mnie!
Dziwnie się poczułam czytając ten fragment, jakby sama Biblia urzeczywistniała się na naszych oczach. Zrobiłam zdjęcie, a potem sprawdziłam w Biblii, czy rzeczywiście jest to opisane. Jak to możliwe ? A teraz Bóg Ojciec do tego nawiązuje … Brak słów …
- Twoi pracownicy robią same błędy, bo wiedzą, że mają ciebie i ty wszystko za nich pozałatwiasz, ponaprawiasz – mówię do Piotra zmęczona.
- Chcesz powiedzieć, że habemus papam ?
- Dokładnie tak. Zrobią błędy, a ty i tak wszystko będziesz po nich sprzątał. Jak w Watykanie – i się śmieję.
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, Piotr zaczął przyglądać się mojej bluzce, którą kupiłam 2 lata temu i nałożyłam ją dzisiaj raz pierwszy.
- Czy ty wiesz co ty masz napisane na tej bluzce ?
- A mam coś ? – zaczęłam ją oglądać, bo wcześniej się jej nie przyglądałam. Czytam, a tam. … catch the wave – trzymaj falę, złap falę.
- Czy napis jest ot tak sobie ? – pytam na wszelki wypadek.
- Myślisz, że jest ot tak sobie ?
- Stwórca wszystko przygotował.
- …. Fala go złapie, ale świadomości nie straci, nie martw się.
- Złapałeś już tą falę ? – pytam, bo jakoś nie zauważyłam.
- Strach w tobie czuję i obawę, a nie zaufanie.
- …….. – w duchu przyznaję rację. Ja po prostu nie mam pojęcia, czego mam się spodziewać.
- Przyjrzyj się jeszcze raz paradzie ... mówi do mnie Ojciec teraz.
- ? Paradzie ?… Aaaa, tej wczorajszej z wizji ! – przypominam sobie.
- Oni mnie nie widzieli, dopiero w sklepiku mnie zobaczył – Piotr znowu powraca do „Nieba”.
- Może na paradzie czekali na ciebie ? Moneta musi być ważna, spytaj co to znaczy ? – nalegam, bo dopiero teraz jego wizja zainteresowała mnie bardziej.
- Słyszę Charon ….
- Tak myślałam, to Charonowi dawało się monetę, by przepuścił, ale to przecież mitologia grecka! – dziwię się, bo co ma mitologia do Nieba ?
Charon – w mitologii greckiej bóg umierających i konających, przewoźnik dusz przez rzekę Styks; w mitologii etruskiej „demon śmierci”. W Boskiej Komedii Dantego Alighieriego, Charon przewozi potępieńców do piekła. (Wiki).
- Ale co to znaczy ?
- To jest proste.
- …. Charon przewoził ludzi do piekła. Charon to symbol, a ten anioł jest jak Charon. Zobaczył twoją monetę i stwierdził, że do piekła się nie nadajesz i pokazał ci rzekę z krystalicznie czystą wodą, a to rzeka życia i dlatego dostałeś z powrotem skrzydła ! Ta woda z rzeki cię oczyściła z grzechów ! – raptem wszystko stało się jasne.
- Wiesz już dlaczego przeczytałeś ? A teraz się złap !
- Zobaczyłem teraz karuzelę i człowieka, który siedzi na krześle karuzeli i trzyma się mocno krzesła.
- Rozumiesz ? Zostałeś oczyszczony, a teraz czekaj na rozwój wydarzeń, a będą to takie wydarzenia, że z wrażenia będziesz musiał się mocno trzymać – tłumaczę Piotrowi sama zdziwiona, jak łatwo nam poszła to łamigłówka pełna symboli.
Wieczorem. Oboje byliśmy zmęczeni i zamyśleni po porannej rozmowie.
- Pokazali mi jeszcze raz jak po pierwszej fali spłynąłem łagodnie.
- Hmm… Ale to prawda, łagodnie dochodzisz do siebie.
- Nigdy nie należałeś do tego świata, byłeś tu dla Ojca.
- Ja przeżyłem, ale wolałbym, żeby Edziu też żył.
- Chorowałby, nie miałbyś czystej głowy.
- Nieprawda. Chodzi o „przywróć imię moje”.
- Hmm… Ciekawe gdzie trafię, może do czyśćca ? – Piotr już kombinuje.
- A co tam chcesz robić ?
- … Wiesz, że Ojciec przyglądał się nam w kościele ?
- Taaak ? To szkoda, że się prawie rozpłakałeś jak dawałeś pieniądze – uśmiecham się na samo wspomnienie.
- To była łagodna wersja tragikomedii.
- …….. – … o na pewno. Na te wizyty u „naszego krzyża” to chyba całe Niebo czeka.
- Jak ja mam iść do Ojca ? Przecież to niemożliwe !!! – Piotr nagle wybuchł, widocznie ciągle myślał o wczorajszej wizji.
- Wyobraź sobie, że stoję metr od ciebie.
- …….. – spojrzeliśmy na siebie niepewnie.
- Poczęstowałabym kawą.
- Coś ty ! Taką słabą ? – Piotr uważa, że lurę robię.
- Nie narzekaj na to, co ci daję, bo dobre daję.
Jak to „daję” ? Przecież to ja robię kawę… Ale zaraz sobie przypomniałam słowa przeczytane u Alicji Lenczewskiej; wszystko co masz, masz to ode Mnie.
Mądrość Ojca mnie paraliżuje. W każdym słowie, zdaniu jest Jego nauka. Nie może być coś złe, jeśli pochodzi od Ojca. A jeśli nawet wydaje nam się, że coś jest niewłaściwe, jest takie w jakiś celu.
- Ojcze, jestem nikim.
- Jeżeli jesteś nikim, to jak zrobisz to, co masz zrobić ?
- Jesteś tym, kim jesteś.
- …. Widzę znowu pas swój i swoje rzeczy … Ktoś wyczyścił i położył.
- Bóg Ojciec mówi do ciebie, żebyś się nie trwożyła, bo …
- … Jeśli opuści to ciało, to na chwilę.
- I jak mam się nie trwożyć ? Już się denerwuję… – myślę „po cichu”.
- Widzę swoje rzeczy… Wygląda jak długa koszula, leży ułożona na podeście, biała, długa, pas co widziałem wcześniej. To jest małe pomieszczenie przed wyjściem na dużą salę. Tam jest dużo osób. Drzwi same się otworzą, wprowadza tam światło … – zapatrzył się…
- To są dane techniczne dla Oli …
- Dla Mojej córki z wyższego poziomu.
- …. ??? …
- Ja chyba opuszczę to ciało, chyba wtedy zemdleję … – Piotr.
- No właśnie i tego się boję, co ja mam robić ? Reanimować, dzwonić na pogotowie ?
- Nie martw się.
- Jak mam się nie martwić ? – myślę „po cichu” znowu mając nadzieję, że Ojciec nie słyszy.
- Dlaczego nie chciałem iść na tę paradę ? Dziwny jestem …
- Bo to nie twoja droga.
- Twoje korzenie są tak mocne, że nikt ich nie wyrwie.
- Idziesz tam, gdzie ci każę.
- Co to strażnik, co się cieszy z wszystkimi ?
Dopisane 25. 05. 2018 r.
- Ty wybrałeś to pole bitwy. Zanim wybrałeś się w podroż miałeś wybór – o ile wiem to każdy, zanim wybierze się „w podróż” ma wybór.