04. 08. 17 r. Warszawa.
Piotr miał nad ranem ciekawy sen.
- Szedłem po schodach i zauważyłem leżący złoty pierścień. Wziąłem go do ręki, a on zaczął się mienić napisem. Pomyślałem „pierścień Saurona” i chciałem go wyrzucić. Już chciałem to zrobić, ale zauważyłem, że się rozszerza i jest pełen brylantów.
- Dużo było tych brylantów?
- Mnóstwo.
- To wyobraź sobie, że każdy to świecący człowiek. Tylu ich nosisz na sobie.
- Co znaczy, że świecą ?
- Dusze czystych ludzi. Czasami jeden brylant to grupa ludzi.
- …….. – na to bym nie wpadła.
- Ja też miałam dzisiaj wizję. Bardzo wyraźną. Widziałam Edzia w kuchni. Był dużo młodszy i miał na sobie niebieską koszulę, w której zwykł chodzić codziennie. Mrugnął do mnie okiem jak łobuziak i powiedział…
- Dzień dobry Krysia!
- Do ciebie powiedział Krysia ? – zdziwił się Piotr.
- Myślę, że ona nie jest jeszcze gotowa na takie spotkanie. Bierze leki uspakajające, jest półprzytomna …To jest informacja dla niej, ale poprzez mnie.
- Chyba tak, ale dlaczego dzień dobry ? – dopytuje.
- Dzień dobry, czyli jest już gotowy do spotkania. Myślę, że niedługo sam się odezwie bezpośrednio do niej.
Byłam tego prawie pewna, ponieważ kiedy już zaczęłam się zastanawiać, czy mi się to faktycznie śniło, odezwał się przy moim uchu głośny dźwięk przychodzącego SMS, niejako na potwierdzenie, że choć to sen, to dzieje się naprawdę. Mój telefon ładował się w kuchni, 15 metrów o mojego pokoju. Nawet gdyby jakimś dziwnym trafem ktoś w środku nocy przesłał SMS, nie usłyszałabym go.
Po „dzień dobry Krysia” nie mogłam już zasnąć. Pewnie i tak bym nie zasnęła, gdyż dzisiaj w południe był pogrzeb. Najpierw msza żałobna, potem wystawienie urny. Weszliśmy do kaplicy, gdzie cała rodzina i znajomi zebrali się, by pożegnać Edzia. Dziwnie było patrzeć na stojącą urnę i uzmysłowić sobie, że tam jest… człowiek. Staliśmy razem z córką w pierwszej ławie i wyjątkowo cieszyłam się, że obok nas i za nami nie było nikogo więcej. Piotr w pewnym momencie zaczął coś szeptać i myślałam, że się modli. Ale zastanawiające było to, że powtarzał w kółko tylko jedno zdanie. Nie wsłuchiwałam się zbytnio co mówi, ale w końcu córka mnie szturchnęła w łokieć …
- Co się dzieje z tatą ?!
Dopiero wtedy nastawiłam ucho bardziej, próbując zrozumieć co mówi.
- Ojcze niebieski przywróć mi imię moje … Ojcze niebieski przywróć mi imię moje … Ojcze niebieski przywróć mi imię moje …
Powtarzał jak nakręcony coraz głośniej. Córka zaczęła mnie szturchać mocniej, że coś jest nie tak, ja zaczęłam z kolei szturchać Piotra, by się uspokoił, a on dalej to samo. Wpadłam lekko w panikę, bo zrozumiałam, że coś się dzieje. Uderzyłam go łokciem mocnej, aż się ocknął. Wychodząc z kaplicy Piotr szeptem zaczął mi opowiadać …
- Ktoś mówił przeze mnie, nie mogłem się powstrzymać. Ojciec powiedział …
- Nigdy ci go nie zabrałem, tylko zgasło.
- Imię twoje w drodze.
- Usłyszałem jeszcze …
- Poświęcenie.
Nic z tego nie zrozumiałam, ale przypomniałam sobie słowa; To, co się zdarzy w najbliższych dniach zaskoczy cię dogłębnie. Nie będziesz wiedział o co chodzi, poddaj się temu.
Przerwaliśmy rozmowę, bo nadszedł czas właściwego pogrzebu. Było absolutnie pięknie, wszystko dopisało i ksiądz i pogoda. Po pogrzebie 24 osoby pojechały na stypę. Okazało się, że z jakiegoś powodu przygotowano za mało miejsca, więc ja, Piotr i jeszcze jedna osoba musieliśmy usiąść przy osobnym stoliku. Dołączyła do nas Izabela. Widząc ją siedzącą naprzeciwko już wiedziałam, że to absolutnie nie może być przypadek. Izabela!
Piotr ma siostrę. Siostra syna. Syn ma żonę, a ona siostrę… Izabelę. Po raz pierwszy spotkaliśmy ją na weselu i nawet nie pamiętam, czy zostaliśmy sobie przedstawieni. Jednakże to tam po raz pierwszy usłyszałam, że Izabela jest „dziwna”. „Dziwna”… to znaczy, że to coś dla nas!… Tak wtedy sobie pomyślałam. Kolejny raz spotkaliśmy się na świętach. Izabela nie rzucała się w oczy, ale nasze czujne oczy zwróciły na nią uwagę. Kiedy wszyscy w wesołych humorach zagłębiali się w swoich talerzach Izabela się modliła. Przy stole, przy wszystkich, w ciszy. Piotr przyjrzał się jej uważnie i zmarszczył czoło. Wyjaśnił potem, że zobaczył przy niej dwa diabły, które ją męczyły. Wtedy zainteresowaliśmy się nią bardziej i zaczęliśmy dyskretnie o nią dopytywać. Wyjaśniło się, co znaczy „dziwna”. Potrafiła krzyczeć na środku kościoła, rozmawiać z kimś niewidzialnym, słyszeć Boga, Jezusa. Pomyślałam wtedy, że dziewczyna ma „problem”, który nie jest nam obcy. Zdaje się, że ta szczuplutka, wiotka, młoda kobieta jest ciężko doświadczana. Niezrozumiana przez rodzinę, otoczenie musi czuć się samotnie. Kolejne spotkanie rodzinne kilka miesięcy później i Izabela jest znowu. Chciałam do niej podejść i porozmawiać, ale nie wyszło.
A teraz siedzi naprzeciwko nas… na stypie. Moje jedno na nią spojrzenie i wiedziałam, że tak miało być. Wystarczyło pierwsze rzucone zdanie, aby zrozumieć, że przy tym stole spotkały się 3 osoby, które się całkowicie rozumiały. Rozmawialiśmy o naszych doświadczeniach, których wspólnym mianownikiem był Bóg. Ona też rozmawia z Ojcem…!!! Przegadaliśmy tak ponad godzinę nie zwracając na nikogo uwagi. Kiedy inni rozmawiali o Edziu, my rozmawialiśmy o Bogu.
Wieczorem zmęczeni fizycznie i psychicznie siedzieliśmy w ciszy przed zgaszonym telewizorem.
- Wiesz co mi się podobało dzisiaj ? Że Bóg uważa nas za narzędzie. Super to zrobił, że z Izą rozmawialiśmy.
- Eureka.
- Czyli słucha bez przerwy …
- Ty dalej zdziwiony ?
- Jesteście narzędziami oboje.
- Po to została skierowana do was, by odebrała to, co robią narzędzia.
- Naładowałeś ją energią.
- ……… – kręcę z niedowierzaniem głową. Nigdy nie wiadomo co i gdzie się wydarzy.
- Czy wiesz, co się stało ?
- Czy zdajesz sobie sprawę ?
- …….. – spojrzeliśmy na siebie, bo przecież wiadomo …, pogrzeb Edzia.
- Przywołałeś swoje imię prawdziwe.
- Wiesz, co to oznacza ?
- Że będziesz zachowywał się i będziesz tym, który nosił to imię.
- ……. – spojrzeliśmy się na siebie jeszcze raz, bo nie zdawaliśmy sobie sprawy z wagi tego zdarzenia.
- Twoje ziemskie imię przestanie istnieć.
- Przekujesz sam siebie.
- Jak to możliwe ?
- Nie pytaj. Zrobiłeś to w bardzo doniosłej chwili.
- Dlaczego ?
- Ten głos był bardzo mocno słyszany.
- Piotrze, to nie są już przelewki.
- Będziesz tym, którym jesteś naprawdę.
- Maska zostanie zdjęta.
- Będę tu żył ?
- O to chodzi, żebyś tu żył bez maski.
Siedzieliśmy oszołomieni totalnie. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z ważności tego wydarzenia.
- Wiesz,co usłyszałem ?
- Czekałem na ten moment.
- Elajahi, Elajahi … I tak dotkniesz Mojego Syna.
- …….. – zastygłam. Kiedy słyszymy słowa po aramejsku wiemy, że to ważna chwila.
- Tak teraz usłyszałem… Elajahi albo Elahija… Może Elihija… – Piotr wzruszył tylko ramionami. Był tak zmęczony, że sprawiał wrażenie, jakby było mu już obojętne, co słyszy, co widzi …
- Chyba trzeba będzie się przeprowadzać z powrotem do twojej mamy – zmieniam temat.
- Ale nie czuję tej przeprowadzki.
- Ja też nie.
- Nie czujesz, bo się nie doczekasz.
- ……. – zsunęłam się niemal z fotela, bo słabo mi się zrobiło. Jeden pogrzeb wystarczy.
- Dosyć odejść na razie. Teraz kolej na ciebie.
- To, co się zacznie, zaskoczy was wszystkich.
- Prosiłeś, żeby przywrócono ci imię, więc zostanie.
- Co mi to da ?
- Wiele kłopotów, ale przywrócisz wiarę.
- Nie będą mogli uwierzyć w to, co będziesz robił, będą mówić szarlatan.
- Ciężki dzień dzisiaj, ale najważniejsze słowo padło.
- Jakie ?
- Pojednanie.
- Pojednanie twojego taty z Ojcem, a najważniejsze pojednanie się z Izą.
- Pojednałeś się z tą słabą sarenką. Silna i słaba.
- ……. – a więc to nie przypadek !
- Dałaś jej dzisiaj więcej niż wszystkie nauki.
- Dbaj o nią – zwrócił się Ojciec do mnie.
- To ją wzmocni, a tobie da coraz większe poczucie misji.
- Nauczysz się dawać.
- To, co dzisiaj napisałaś, wystarczy na przepiękną homilię.
Pojednanie to właściwe słowo na dzisiejszy dzień. Choćby też dlatego, że na pogrzebie pojawili się ludzie, z którymi Edziu nie rozmawiał od wielu lat.
- Ojcze niebieski przywróć mi imię moje …
- Dzisiaj padło zaklęcie i pieczęć. Została złamana.
- …….. – myślałam, że już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, a siedzę ciągle oszołomiona.
- Niewiarygodne to wszystko … Ojcze, czy ja mam pisać o tym otwarcie ? – czuję na sobie wielką odpowiedzialność i zrozumiałam, że wielkie zmiany właśnie się rozpoczęły.
- I tak niedługo będzie jasne.
- Niewiarygodne … – tym razem Piotr dziwi się na głos.
- Słyszę śmiech Ojca … Pewnie się śmieje, że ja taki durny jestem, ciągle się dziwię ….
- Imię jest twoje.
- Zostanie ci zwrócone, co zostało zabrane.
Dopisane 01. 04. 2018 r.
Wiele trzeba byłoby wyjaśniać, żeby cała ta rozmowa była zrozumiała. Wszystko wyjaśni się z czasem. Jednak dzisiaj mogę powiedzieć, że był to jeden z ważniejszych dni naszego życia. Początek końca drogi. Będę też pisać o Izabeli, za jej zgodą.
Po tylu doświadczeniach myślałam już, że naprawdę niewiele może nas zaskoczyć, ale tak jak powiedział Ojciec… zdziwienia nie będzie końca.
Święta Wielkanocne. Poniżej historia powstania filmu „Pasja” i jak wielki wpływ miała na twórców tego filmu. Warto zwrócić uwagę co powiedział Jim Caviezel.